W grudniu 1959 roku Życie Pabianic informowało, że zaopatrzenie na święta zapowiada się dobrze. Wydział Handlu Prezydium Miejskiej Rady Narodowej zapewniał, że „nie powinno być gorzej niż rok temu”. Do sklepów mieli przywieźć cukier kryształ i aż pięć odmian mąki. Padła obietnica, że będą powidła. Brak rodzynek tłumaczono kryzysem i słusznymi strajkami wyzyskiwanych kolejarzy w krajach kapitalistycznych. Władza nie ukrywała przed społeczeństwem, że równie krucho może być z kaszą gryczaną.
W połowie grudnia partia i rząd skierowały do Pabianic świąteczny prezent: 36 ton cytryn i 12 ton pomarańczy (po 20 dekagramów „na głowę”). Była to pierwsza dostawa tych owoców w 1959 r.
Handel uspołeczniony miał „rzucić na sklepy” 55.500 kg mięsa, 78.280 kg wędlin, 3.000 kg baleronów (5 dkg na osobę) i 4.000 kg konserw importowanych. Ale z powodu „niewykonania planu w skupie trzody chlewnej i bydła rzeźnego” rzucił dużo mniej.
Szynki nie szukało się w sklepach, bo jej tam nie było. 27 listopada 1959 r. Zakładowa Komisja do Walki z Kradzieżami zrobiła rewizje w szafkach pracowników Zakładów Mięsnych. Sukces był ogromny. Znaleziono 118 kg mięsa, wędlin i pasztetowej.
O żołądki pabianiczan troszczyli się wyłącznie dzielni urzędnicy. Gazeta nie informowała, co w tym czasie robili kucharze. Tak czy inaczej, po burzliwych naradach 1 grudnia 1959 r. w lokalach gastronomicznych zarządzono „specjalności”. Odtąd w restauracji Powszechnej codziennie miała być golonka z groszkiem puree i kapustą, w Staromiejskiej - parówki na gorąco z musztardą, a w barze Warszawskim - flaki.
Fabryka Żarówek Polam rozpoczęła produkcję „polskich lampek", czyli żarówek choinkowych. Wysyłano je na eksport do Anglii, Niemiec, Szwajcarii i Gwinei. Pabianiczanie z dumą czytali o tym przy świeczkach, bo żarówek choinkowych w naszych sklepach jeszcze nie było.
Były za to pierwsze telewizory. A ponieważ nie bardzo chciały odbierać, przed świętami spółdzielnia Uniwersalna przedłużyła godziny pracy punktów napraw i brygad instalujących anteny. Fachowcy musieli pracować do godz. 20.00.
Mikołaja musiała wyręczać gazeta, bo święci nie byli mile widziani w postępowym państwie marksistowsko-leniwnowskim. Prezenty gwiazdkowe dla najbiedniejszych dzieci zbierała więc redakcja Życia Pabianic. Na jej apel czytelnicy przynieśli jedną trąbkę, jedną zabawkę (wyścigi konne), dwie książeczki oraz pistolet na kapiszony.
Harcerze wybierali się na obóz szkoleniowy w Dolinie Kościeliskiej. Zorganizował go Leszek Maliński - komendant hufca. Przy okazji Maliński życzył: „Wszystkim harcerzom poprawienia warunków lokalowych, sobie zaś więcej wolnego czasu”.
Kazimierz Graczykowski - dyrektor Tkanin Technicznych, życzył załodze: "aby w zakładzie zostały w pełni zrealizowane uchwały III Plenum Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, co w konsekwencji przyniesie całemu społeczeństwu ogólną poprawę warunków bytowych”. Feliks Hemer - przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, dorzucił swoje życzenia: „postawić dużo pięknych mieszkań i jeden przyzwoity teatr”.
Społeczeństwo miało bardziej przyziemne marzenia: Zbigniew Nowicki i Michał Cezak z Pabianickich Zakładów Graficznych zwierzyli się gazecie, że chcieliby: "wygrać milion w Totolotka, a reszta marzeń zostanie wówczas automatycznie spełniona”.