Osiem osób nielicho się dorobiło na obsłudze wyborów do Sejmu i Senatu oraz dwóch tur wyborów prezydenckich. Życie Pabianic ustaliło, że niektórzy z nich dostali nawet po 2.500-2.800 zł za każde głosowanie (w sumie od 7.500 do 8.400 zł "na głowę"). Wśród hojnie wynagrodzonych są naczelnicy wydziałów, urzędnicy, miejski skarbnik, szef kancelarii prezydenta. Ośmiorgiem wybrańców dowodził Adam Marczak - sekretarz miasta. Informacje o niesłychanych zarobkach są nieoficjalne, bo żaden z wybrańców nie chce się przyznać, ile wziął.

- Nie powiem i koniec! - idzie w zaparte Adam Marczak. - Te pieniądze wypłacono na podstawie umów cywilno-prawnych. Dlatego nie są to informacje jawne.

Nic nie wskórał nawet przewodniczący Rady Miejskiej.

- Do mnie też dotarły pogłoski, że grupa urzędników ratusza zarobiła horrendalne pieniądze na wyborach - mówi Jerzy Marynowski. - Złożyłem prezydentowi oficjalne pismo z prośbą o wyjaśnienie tej bulwersującej sprawy. Odpowiedź była krótka: zarobki tych osób to tajemnica, której nie pozwala wyjawić ustawa o ochronie danych osobowych.

Ci, którzy ciężko pracowali w komisjach, dostali znacznie mniej. Szeregowi członkowie obwodowych komisji wyborczych zarobili po 130 zł za dyżur. Szefowie komisji wzięli po 165 zł, a ich zastępcy - po 150 zł. Tymczasem urzędnicy, którzy wzięli dużo więcej, część czynności wykonywali podczas etatowej pracy, za którą płaci im ratusz.

- Gdyby wzięli dziesięć razy więcej, już byłoby za dużo. Ale dwadzieścia razy więcej… To skandal! - dodaje Marynowski.

O ujawnienie honorariów wybrańców poprosiliśmy prezydenta Jana Bernera. To przy jego poparciu szefem miejskiej komisji wyborczej został Adam Marczak.

- Nie znam tych kwot - odpowiedział prezydent. - Proszę pytać sekretarza Marczaka.

Za jaką pracę podatnicy zapłacili aż tak dużo?

- Mój sztab pracował znacznie dłużej niż te trzy wyborcze noce - tłumaczy się Marczak. - Musieliśmy wyznaczyć, zorganizować i urządzić komisje obwodowe, przeszkolić przewodniczących. Opracowaliśmy spis wyborców. Potem zbieraliśmy i wprowadzaliśmy do komputerów wyniki wyborów.

Dla sekretarza Marczaka 8.000 zł to żadne pieniądze.

- Nasze gaże mogą się wydawać wysokie tylko komuś, kto zarabia osiemset złotych na miesiąc - uważa Marczak.



***
Moim zdaniem

Który to już raz okazało się, że kto jest blisko koryta, ten nie da zrobić sobie krzywdy? Tym razem jednak wybrańcy sami uważają, że zarobili horrendalnie dużo. Inaczej z otwartą przyłbicą przyznaliby się, ile wzięli.



***
Ile wzięliście
- zapytaliśmy urzędników, którzy należeli do wybrańców. Oto ich odpowiedzi:


PAWEŁ RÓZGA, szef Kancelarii Prezydenta Miasta:

- Nie odpowiem. Nie widzę podstawy prawnej do udzielenia takiej informacji.

EDWARD ROGALEWICZ, urzędnik Kancelarii Prezydenta Miasta:

- Nie będę wypowiadał się w tej sprawie.

CEZARIUSZ CESSANIS, urzędnik Wydziału Spraw Obywatelskich:

- No chyba pan żartuje?! Można ze mną porozmawiać co najwyżej o ordynacji wyborczej…

ARKADIUSZ BUJACZ, urzędnik Biura Rady Miejskiej:

- To wyłącznie moja sprawa. Nie zarobiłem aż tyle, ile mi sugerujecie.

WOJCIECH POROS, naczelnik Wydziału Spraw Obywatelskich:

- Skoro nikt nie wyjawił wysokości kwot, ja też wolałbym o tym nie mówić. Powiem tylko, że pieniędzy było dużo mniej.