ad

Muzyk, projektant mody, esteta Janusz Nagiecki napisał powieść. Siedząc przy kominku ze szklaneczką 25-letniej whisky opowiada, jak do tego doszło, że zamiast malować obrazy, pisze książki.

- Gdybym chciał to namalować, to powstałby poprawny obraz, ale archaiczny. W pisaniu znalazłem formę wyrazu dla tego, co chcę powiedzieć – przyznaje Nagiecki.

Powieść Nagieckiego „Krzywa Gęba” opowiada historię mężczyzny, którego perfekcyjność i zamiłowanie do piękna przeradzają się w obsesję. Obsesję, która krok po kroku doprowadza go do szaleństwa.

- W każdym z nas jest ziarno obłędu. Wystarczy, że znajdzie żyzną glebę, żeby zapuścić korzenie. W książce to ziarno obłędu rozwija się, gdy bohater dostaje w spadku dom – wyjaśnia autor. - Przeczytałem wiele książek o psychiatrii i psychologii. Po to, by budując postać, być prawdziwym, autentycznym. Nie mogło być kłamstwa, a nawet małego fałszu, bo czytelnik natychmiast to wyczuje. Nie wolno oszukiwać, gdy się pisze, bo wyjdzie gniot.

„Krzywa Gęba” to powieść, gdzie fikcja miesza się z faktami. Gdy bohater zostaje wezwany do „skarbówki”, wchodzi do pabianickiego urzędu. Piękny, przedwojenny pałac z „dobudówkami” z 70. lat. Nawet rudera, w której zamieszkują bezdomni, też jest z Pabianic.

- To drewniaki przy Żeromskiego. Przez lata je mijałem, idąc lub jadąc do domu – wskazuje miejsce.

Książkę od miesiąca można kupić w internecie. Już są pierwsze komentarze czytelników. Jedni porównują powieść do filmu „Dzień Świra” z Markiem Konradem w roli głównej. Ale piszą, że to mroczna, upiorna wersja. Inni uważają, że bliżej jej do „Pachnidła”.

Jaki jest bohater Nagieckiego? Na początku jawi się nam jako „perfekcyjna pani domu” w męskim wydaniu. To zgorzkniały mężczyzna po przejściach. Jeśli wpuszcza do domu kobietę, to tylko płatną dziwkę. Opisy aktów seksualnych, nie tylko z pięknymi kobietami, jednych rozśmieszają do łez, innych pewnie podniecają. Jedno jest pewne – czyta się je dobrze. Z każdej strony czuje się, że tutaj facet pisze o facecie.

- Dzielenie literatury na męską i kobiecą według mnie polega na tym, że część kobiet pisząc o kobietach chce je poznać. A mężczyźni zazwyczaj pisząc o sobie próbują zrobić syntezę i zrozumieć świat – wyjaśnia. - To moje subiektywne zdanie.

Więc o kobietach u Nagieckiego jest niewiele. Najwięcej jest o samotności i sztuce. Książka wypełniona jest muzyką jazzową i poważną, na której Nagiecki zna się jak mało kto – sam przez wiele lat był muzykiem jazzowym. Im mroczniej robi się w powieści, tym częściej słyszymy Rachmaninowa, chorały gregoriańskie, Haydna, Mozarta, nokturny Chopina.

- Przy jazzie się nie wariuje, ale przy chorałach... czemu nie – przyznaje pan Janusz.

Książkę pisał dwa lata. Ale w całości przeczytał ją dopiero wtedy, gdy redaktor literacka negocjowała korekty.

- Było ich tylko pięć, ale uparłem się i dwie wywalczyłem, żeby pozostało tak, jak napisałem – mówi z dumą. - Nie czytałem całości wcześniej, bo bałem się, że ją wyrzucę i nic z tego nie będzie. Ale udało się.

Pierwszymi recenzentami byli syn Rafał i Renata Nagiecka.

- To osoby bardzo oczytane, którym ufam. Powiedzieli, że jest dobrze, więc oddałem ją w ręce wydawnictwa – wyjaśnia.

Mnie urzekł pomysł parzenia kawy tylko po to, żeby pachniała. Niejednego będzie bawił wątek srających na odnowionym tarasie gołębi i kosa rozgrzebującego uporządkowane grządki. Walka z nimi jest tutaj na śmierć i życie. Do tego dochodzi pracująca non stop, u sąsiada stołowa pilarka tarczowa (zwana krajzegą), która zdecydowanie wygrywa z fortepianem i ariami operowymi.

- Walka z kosem to historia z mojego ogrodu. Tyle pól wokół, a on uparł się na mój ogród. I rozgrzebywał mi równo usypane sterty kory przy choinkach. I niejedna krajzega dała mi się we znaki – dodaje, śmiejąc się.

 

Janusz Nagiecki ukończył Akademię Sztuk Pięknych. Przez wiele lat był projektantem mody. Razem z żoną Renatą mieli autorskie pokazy mody w Düsseldorfie, Berlinie, Paryżu, Londynie… Projektowali dla firmy Kado.

- Ja nie miałem złudzeń, że za pomocą mody się wypowiem. Ale dzięki temu zjechałem świat. Nasze kolekcje sprzedawały się w całości – wspomina. - Gdy jeszcze w akademii malowałem lub robiłem grafikę, słyszałem, że za dużo w tym jest literatury. Nie były to, w mojej ocenie, pochwały.

Dziś Janusz Nagiecki to krytyk rzeczywistości, komunizmu, brzydoty, brudu...

- Nie mogę zrozumieć, że w Niemczech ta sama kostka brukowa może leżeć równo przez wiele lat, a u nas musi się pozapadać już w pół roku po położeniu – mówi. - Nie ma u mnie zgody na bylejakość. Pabianice są miastem brudnym, zaniedbanym, ale tylko tam, gdzie są budynki miejskie, komunalne. Cała Polska została skażona komunizmem, który promował szarzyznę, brzydotę. Nasz kraj może być biedny, ale nie musi być brudny.

Przyjaciele od lat namawiali Nagieckiego, żeby zaczął spisywać to, co mówi. Zwłaszcza, że sam jest miłośnikiem i znawcą literatury.

- Zawsze bardzo dużo czytałem – przyznaje. - Ostatnio mniej. Rocznie to około 20 książek. Średnio wychodzi dwie miesięcznie.

Autor nie ukrywa, że jego książka jest trudna.

- Wiem, że wielu jej nie przeczyta. Ale nie o to chodziło, żeby napisać cokolwiek – tłumaczy.

Czy będą następne?

- Prawdopodobnie skończę pisać w tym roku, bo jestem już w połowie kolejnej książki – rzuca Nagiecki. - Ale proszę mnie nie nazywać pisarzem, bo nim nie jestem. Ja zwyczajnie składam słowa.

 

Książkę „Krzywa Gęba” można kupić w księgarni Mikołajewscy przy ul. Szarych Szeregów i w internecie na portalu zaczytani.pl