Pięciu świeżo zatrzymanych handlarzy to bardzo młodzi ludzie. Mają po 18-20 lat i żadnych skrupułów.

- Sprzedają marihuanę nawet 12-letnim dzieciakom - ustalili policjanci z sekcji do spraw nieletnich.

Handlarze zarabiają krocie. Za gram narkotyku płacą w hurcie po 12 zł. Sami sprzedają po 20-50 zł. Najdroższa jest marihuana holenderska. Tańszą i gorszą hoduje się w Polsce.

- Jeden z handlarzy, oficjalnie niepracujący, zarejestrował nowy samochód marki Renault, który kosztuje 50 tysięcy złotych - opowiadają policjanci. - Nikt się nie zainteresował, skąd taki smarkacz miał pieniądze.

Podczas przeszukania mieszkań handlarzy znaleziono 200 porcji narkotyku. Ich wartość to 8.000 zł.

„Biała i zielona śmierć" przyjeżdża do Pabianic z Europy Zachodniej, Rosji, Ameryki Południowej i Azji. Marihuanę przywożą kurierzy rejsowymi autobusami z Holandii, gdzie można ją kupić na ulicy.

- Jest gorzej niż przed kilkunastoma laty, a będzie jeszcze gorzej - twierdzi Mirosław Micor z łódzkiej policji, która ma większe doświadczenie w ściganiu handlarzy-skrytobójców. - Dawniej mieliśmy do czynienia tylko z polską heroiną, gotowaną ze słomy makowej. Narkotyki były dostępne w zamkniętym kręgu osób. Dziś stały się towarem rynkowym.

Potwierdza to starszy sierżant Andrzej Baczyński z pabianickiej policji.

- Przed laty w Pabianicach był jeden narkoman, który gotował słomę makową. Wszyscy go znali. Dziś nasze miasto to spora palarnia marihuany.

Handlarze rozpanoszyli się na osiedlach i w centrum miasta. Podczas wakacji siedzieli na placach zabaw i Lewitynie. Mieli swoje rewiry i hasła. Czekali na klientów.

- Do jednego wystarczyło zapukać w parapet okna - opowiada starszy sierżant Andrzej Baczyński. - Drugi był bardziej bezczelny. Kupcy szli pod okno jego mieszkania i krzyczeli, co potrzebują.

Od września handlarze czyhają przed szkołami albo próbują do nich wejść.

- Jeśli dyrektor szkoły twierdzi, że u niego nie ma uczniów kupujących narkotyki, to albo nie chce wiedzieć, albo nie wie, co się dzieje w szkole - uważa Zbigniew Dychto, dyrektor Zespołu Szkół nr 2.

Ze szkoły przy ulicy św. Jana żaden uczeń nie został wyrzucony z powodu narkotyków.

- Pewnie, że najłatwiej byłoby się pozbyć takiego ucznia - mówi dyrektor Dychto. - Ale uważam, że moją rolą jest wychowywanie młodzieży.

Teraz w drzwiach szkoły zamontowano elektroniczne zamki. Uczniowie dostaną karty magnetyczne do otwierania drzwi. Obcy już nie wejdą.

Handlarz Eryk wysiaduje na ławkach przed blokami przy ul. Skłodowskiej, gdzie mieszka. Sprzedaje narkotyki niemal na oczach sąsiadów.

Piotr S. z osiedla Piaski był skrupulatnym księgowym. W jego mieszkaniu policjanci znaleźli bardzo długą listę klientów. Handlarz zapisywał kto, ile i za ile wziął narkotyki. Spisał 300 nazwisk. Z rachunków wynika, że w ciągu tygodnia Piotr S. potrafił zarobić 500 zł.

Handlarze chętnie biorą nie tylko gotówkę. Sprzedają marihuanę pod zastaw zegarka lub złotego pierścionka.

Jacek S. handlował w centrum miasta. Ze sprzedaży narkotyków żyła cała jego rodzina. Matka i ojciec nigdy nie zapytali, skąd ma pieniądze. Byli zadowoleni, że wyrósł im zaradny synek.