ad
Po prawie 30 latach tułaczki wrócił do Pabianic Piotr Kotecki - dziennikarz i przedsiębiorca.

Koledzy z I Liceum Ogólnokształcącego zapamiętali go jako niepokornego chłopaka. Zawsze miał swoje zdanie. Taki pozostał. Najpierw wyleciał z liceum, bo na pierwszomajowy pochód przyszedł w dżinsowych spodniach. Był początek siermiężnych lat 70. Maturę musiał zdawać w II LO. Nie dostał się na wymarzoną weterynarię, bo zabrakło mu punktów. Wtedy oprócz zdanych egzaminów trzeba było mieć punkty za pochodzenie - najlepiej robotnicze lub chłopskie.

Potem poszedł do technikum weterynaryjnego w Bykach. Ale też szybko wyleciał, bo wdał się w dyskusję o "zimnej wojnie" z nauczycielem przysposobienia obronnego.

Gdy miał 19 lat, pojechał na wycieczkę do Paryża. Tylko ojciec wiedział, że nie wróci. Dał Piotrowi 15 dolarów na pociąg z Paryża do krewnych mieszkających na północy Francji. Był 1975 rok. Kotecki dostał robotę w kopalni. Po harówce uczył się francuskiego. Rok później znalazł pracę w paryskim wydawnictwie. Organizował promocje książek. W wolnych chwilach ciągnąło go do szybkich aut. Jeździł w ekipie Renaulta w rajdzie Monte Carlo. Ścigał się z polskimi kierowcami: Andrzejem Jaroszewiczem i Jerzym Landsbergiem.

- Żadnego rajdu nie wygrałem, ale nie o to chodziło - wspomina. - Mogłem robić to, co chciałem. Wszystko zależało tylko ode mnie. No, może oprócz jednego: za nic nie mogłem dostać polskiego paszportu. Nasza ambasada uparcie go odmawiała.

Po wypadku samochodowym zrezygnował z wyścigów. Pisał dla paryskich gazet artykuły o rajdach. Wtedy spotkał Gracjellę, dziewczynę z Ekwadoru, studiującą we Francji.

- To był piorun sycylijski, miłość od pierwszego wejrzenia - zwierza się.

Na akcie zawarcia małżeństwa Polaka i Ekwadorki (1979 r.) podpisał się mer Paryża, Jacques Chirac - późniejszy prezydent Francji.

Koteccy wyjechali do Ekwadoru i zamieszkali w Quito - stolicy kraju leżącej na wysokości 2.800 metrów n.p.m. Piotr zajął się interesami, produkował dziecięce ubranka. Założył Solidarność. W stanie wojennym dał schronienie 11 marynarzom, którzy zeszli z polskiego statku rybackiego i poprosili o azyl. W 1985 r., gdy papież Jan Paweł II pielgrzymował do Ekwadoru, Kotecki organizował prywatną audiencję dla Polonii.

Gdy rząd Ekwadoru zaprosił prezydenta Lecha Wałęsę, Kotecki był jego przewodnikiem. Po oficjalnych spotkaniach popłynęli jachtem na Galapagos. Na bezludnej wysepce ujrzeli dwóch rozbitków - biednych rybaków, który nielegalnie łowili langusty. Ich łódź poszła na dno. Obstawa prezydenta nie chciała zabrać rozbitków na jacht. Ale Wałęsa się uparł.

W 1985 r. na festiwalu filmowym w Quito Kotecki poznał reżysera Krzysztofa Zanussiego. Przyjaźń zaczęła się przy kawie i rozmowie o "Strukturze kryształu", ulubionym filmie pabianiczanina. Po latach rodzina Koteckich dostała niezwykły dar od reżysera. Film "Galop" Zanussi zadedykował Sławomirowi Koteckiemu, synowi Piotra.

Obieżyświata pociągało dziennikarstwo.

- Jestem, przedsiębiorcą, ale pisanie jest moją pasją - mówi Kotecki.

Aby napisać ciekawe artykuły, tropił nieuczciwych właścicieli kopalni złota w Ekwadorze. Badał trucizny, którymi spryskiwano plantacje bananów. Od tych trucizn w pobliskich rzekach ryby pływały do góry brzuchami. Szedł tropami zamachu na papieża. Pisał o tym dla tygodnika Solidarność.

- Przeżyłem trzy zamachy stanu i dwa porwania - mówi. - Zatrzymywali mnie na ulicy, zakładali worek na głowę i uprowadzali. Wypuszczali po dwóch dniach. Ostrzegali, żebym skończył z pisaniem. Zacząłem się bać o życie.

W maju zeszłego roku rodzina Koteckich zamieszkała w Madrycie.

- Mam nadzieję, że kiedyś wrócę do Polski na stałe - mówi Piotr. - Moje dzieci znają język polski.
Grażyna Grabowska


***
Piotr Kotecki ma 49 lat. Mieszkał we Francji, Peru, Ekwadorze, Kanadzie, USA i Hiszpanii.
Żona Gracjella Mino dała mu troje dzieci: Manuelę Jadwigę - lat 14, Sławomira Mateusza - lat 13 i Władysławę Amankai - lat 11.