ad
W Zakładzie Energetyki Cieplnej posadę dostała córka przewodniczącego Solidarności - Zbigniewa Kowalczyka. Jest sekretarką prezesa - Floriana Wlaźlaka (popieranego przez Solidarność w niedawnych wyborach na prezydenta Pabianic).

- Miasto jest małe i prawie wszyscy się znają. Gdyby tata chciał coś córce załatwić, to mógłby poszukać lepszej pracy. U mnie jest tylko sekretarką - tłumaczy Wlaźlak.

Prezes jest hojny. Zgodził się płacić za studia podyplomowe pracownicy. Nie jest to zwykła pracownica. Jej tato kieruje ciepłownią przy ul. Konstantynowskiej. Oczywiście prezes nie płaci z własnej kieszeni. Na studiowanie wydaje pieniądze ciepłowni miejskiej.

- To są studia dwuletnie podyplomowe, które pozwolą jej przeprowadzić certyfikację naszej firmy - tłumaczy się Wlaźlak. - To bardzo bystra, inteligentna dziewczyna. W prywatnych firmach pracodawcy bardzo często szkolą pracowników. Nie widzę w tym nic złego.

Z kolei w Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej wicedyrektorem została córka radnego - Radosława Januszkiewicza (SLD). Awansował ją Krzysztof Krauzowicz - prezes ZGM.

- Tylko przesłanki merytoryczne zdecydowały, że otrzymała ten awans - tłumaczy Krauzowicz. - Ma licencję zarządcy nieruchomości, ukończyła prawo i od lat pracowała w naszym zakładzie. Była kierownikiem mieszkaniówki, dlatego awansowałem ją na wicedyrektora do spraw eksploatacji. Jest profesjonalistą.

Obydwa zakłady (ZEC i ZGM) to firmy zależne od Urzędu Miejskiego. Apetyt na posady w nich (dla siebie lub krewniaków) ma wielu urzędników i radnych. W Zakładzie Energetyki Cieplnej etat dostał radny Jerzy Kopias (dawniej LPR).

Łakomym kąskiem jest także płatna umowa z Urzędem Miejskim. Zanim odszedł prezydent Jan Berner, umowę z nim podpisała Anna Teodorczyk - była szefowa Towarzystwa Przyjaciół Pabianic. Berner udzielał się w tym Towarzystwie. Anna Teodorczyk miała nadzorować dwie dziewczyny dyżurujące na dworcu kolejowym w Punkcie Informacji Turystycznej. Dostawała za to około 1.000 zł (brutto) przez pięć miesięcy.

- Nie mogłam trzeciej organizacji prowadzić za darmo, bo od lat jestem na emeryturze i z własnych pieniędzy pokrywam na przykład telefony, organizację spotkań - tłumaczy Anna Teodorczyk. - Robiłam tam wszytko począwszy od wystroju wnętrz poprzez szkolenie pracownic i przygotowywanie publikacji o szlakach turystycznych. Mnóstwo rzeczy przyniosłam z domu. Nawet lodówkę.

Dziewczyny dyżurują na dworcu od godziny 9.00 do 16.00

- Z nudów mogłyby liczyć pociągi, ale nie robią nawet tego - uważa prezydent Zbigniew Dychto. - Nie odnowiłem umowy z panią Teodorczyk. Chcę przenieść punkt informacji z dworca do ratusza.

Oprócz pensji pracownic PIT miasto płaci też za wynajem dworcowych pomieszczeń.

- Uszanuję każdą decyzję, ale szkoda, żeby to zmarnować. Zwłaszcza, że Unia Europejska narzuca, by w każdym mieście był Punkt Informacji Turystycznej - dodaje Teodorczykowa. - Zwrócono się do mnie bym to poprowadziła, bo w województwie łódzkim Punkty Informacji Turystycznej są przy PTTK. Tak jest w Łęczycy, Łowiczu, Piotrkowie. Po za tym mam uprawnienia informacji turystycznej.