- Mojego syna zabito. To nie było samobójstwo – upiera się Danuta Kapuścińska.

5 marca zaginął jej syn Andrzej. Po trzech tygodniach jego ciało znalazła przypadkowa osoba spacerująca po Lasku Miejskim. Była niedziela palmowa.

- Życia synowi nie wrócę, ale zbyt wiele rzeczy się nie zgadza – mówi Kapuścińska. - To trzeba wyjaśnić.

Matce nie zgadzają się zapisy zeznań świadków. Policja twierdzi, że syn wisiał. Lekarz pogotowia wpisał do karty, że był w pozycji półklęczącej. Na zdjęciach leży.

- Nie chcieli pokazać mi akt. Jak już wreszcie pokazali, to nie chcieli ujawnić zdjęć z oględzin i nie dali zgody na odsłuchanie, czy obejrzenie materiału zapisanego na płycie. Dlaczego? Przecież sprawę umorzyli – wylicza rozgoryczona kobieta.

Dlatego matka poszła do sądu, żeby złożyć zażalenie na postanowienie o umorzeniu śledztwa.

- Chyba nie bardzo przyłożono się do tej sprawy – mówił w sądzie adwokat Andrzej Pelc. - Uznano, że skoro nie żyje, to nie warto ustalać wielu szczegółów. Matka wykonała tytaniczną robotę, żeby samodzielnie ustalić, co się działo z jej synem na kilka dni przed śmiercią. 7 marca zgłoszono zaginięcie. W aktach sprawy nie ma śladu, że cokolwiek robiono, żeby go znaleźć.

Sędzia Marzena Sztajer z II Wydziału Karnego zażądała dodatkowych wyjaśnień.

- Została przeprowadzona sekcja zwłok. Wynika z niej, że śmierć nastąpiła przez zadzierzgniecie pętli na szyi i uduszenie. Mężczyzna był w chwili śmierci w stanie upojenia alkoholowego – wyliczała sędzia. - Śmierć nastąpiła między 5 a 24 marca.

Policja dostarczyła bilingi telefonu.

- Ostatni raz z tego telefonu łączono się 5 marca o godz. 18.30 i był to telefon do żony – mówiła sędzia. - Potem tylko do niego dzwoniono lub wysyłano SMS. Ale już nie odebrał tego telefonu.

Ale matka z tym się nie zgadza.

- Do mnie dzwonił o godz. 19.06. Udowodnię, że tak było – upiera się pani Danuta. - A gdzie są jego telefony? Miał dwa. Przy ciele nie znaleziono żadnych. Jeden z policjantów powiedział mi, że sprzedał. Komu? Nie ma o tym słowa w śledztwie.

Podobnie niewyjaśniona jest sprawa samochodu.

- Ja znalazłam auto 25 marca przed blokiem przy ul. Popławskiej. A syna dzień wcześniej znaleziono w Lasku Miejskim od ulicy Rydzyńskiej – wskazuje. - To chciał się powiesić i szedł kilka kilometrów? Mógł zatrzymać się na Rydzyńskiej, wjechać w las…

Sędzia Sztajer wnikliwie sprawdziła dostarczone dokumenty.

- Prokurator dyżurny nie był obecny przy oględzinach zwłok w lesie. Nie było go też przy sekcji zwłok. A jest do tego zobligowany przepisami – mówiła odczytując wyrok.

Matka pokazuje ksera dokumentów.

- Protokół z pierwszej sekcji zwłok nie jest podpisany ani przez lekarza, ani przez prokuratora. To kto go sporządził? Ja mam wątpliwości, czy w ogóle ją przeprowadzono - zastanawia się.

Sędzia sprawę umorzyła. Jej wyrok jest prawomocny.

- Na podstawie jej wyroku składam teraz skargę do Prokuratora Generalnego na pracę prokuratorów z Pabianic – mówi pani Danuta. - Policjanci też popełnili sporo błędów. W aktach sprawy nawet trudno wykazać, o której godzinie znaleźli cało syna. Każdy podaje inną. Tak nie powinna wyglądać ich praca. Mam żal, bo słuchali plotek i nie szukali mojego syna. Ja mam podejrzenia, kto mógł skorzystać na jego śmierci. Z pomocą innych lub sama znajdę mordercę mojego syna.