Trwa dyskusja, jak długa jest nasza pływalnia. Ale nie ma wciąż dyskusji, ilu ratowników powinno pilnować bezpieczeństwa w wodzie.

– Na pływalni mamy po 50 osób. Zwłaszcza od połowy września rośnie ilość pływających – mówi ratownik z pabianickiej pływalni. – Chętnych byłoby więcej, ale nie ma aż tylu szafek z kluczykami do przebrania.

Pływających przybywa też w październiku i listopadzie.

– Nie możemy wpuszczać więcej ludzi na jedno wejście, bo będzie za gęsto. Nie da się pływać – uważaPiotr Adamski, dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji.

Z tego powodu wprowadzono zasadę pływania po prawej stronie toru. Wtedy nikt na nikogo nie wpada. I może płynąć jeden za drugim. Nauka pływania dla dzieci jest tylko na dwóch torach (od strony sauny) w godz. 16.00–20.00.

W 2008 roku wejść na pływalnię było 82.000. W 2013 roku było już 122.000.

Jak wygląda praca ratownika na naszym obiekcie? Przychodzi do pracy na 6.00 i pracuje do 14.00. 8 godzin. Ma jedną przerwę 15–minutową. Wtedy może iść do ubikacji, coś zjeść, zrobić sobie herbatę. Popołudniu pracuje od 15.30 do 21.20. Nie ma przerwy na sikanie, na jedzenie. Nikt go nie zastąpi, gdyby musiał iść na dłużej do toalety. W tym czasie „obserwując” 60 osób w wodzie, zagląda do sauny i wyciera podłogę, żeby nikt się nie pośliznął. Pilnuje też, żeby w saunie nikt nie siedział bez ręcznika.

Jeśli ktoś się zacznie topić, to ratownicy powinni położyć go na deskę ortopedyczną i tak przygotowanego wyciągać z wody. My deskę ortopedyczną mamy. Kosztowała 1.800 zł. Przydaje się?

– Jednemu ratownikowi nie wolno układać rannej osoby na desce, bo nie ma stabilizacji kręgosłupa. Powinno to robić dwóch, a nawet trzech. Takie są przepisy – tłumaczy ratownik.

Pływalnie, gdzie basen ma co najmniej 25 metrów długości, muszą zatrudniać dwóch ratowników. I to na każdej zmianie. Te krótsze (nawet o kilka centymetrów) mogą zatrudniać jednego ratownika. Takie przepisy o bezpieczeństwie weszły w życie w styczniu zeszłego roku. Basen w Pabianicach ma 25 metrów. Tak wynika z projektu budowlanego. Ale gdyby go zmierzyć, to z jednej strony jest krótszy 2 centymetry.

– I co z tego, że jest jeden bok krótszy? Był budowany na 25 metrów. Tak jest zapisane w dokumentacji obiektu – zauważa ratownik. – Wszystko jest pięknie i śmiesznie, gdy nie ma tragedii. Ale gdy dochodzi do nieszczęścia, prokurator nikogo nie będzie pytał o oszczędności budżetowe.

Dyrektor Adamski nowe przepisy wprowadza dopiero teraz. Od września chce zatrudniać dwóch ratowników na zmianie. Potrzebuje z Urzędu Miejskiego na ich wynagrodzenie 14.000 zł. Tymczasem radni miejscy nie chcą dać pieniędzy na dodatkowych ratowników. Uważają, że Adamski powinien znaleźć je w budżecie MOSiR–u.

– Znalazłem 14.000 zł u siebie. Drugie 14.000 zł potrzebuję z budżetu miasta. Nie stać mnie na zatrudnienie kolejnego ratownika – nie kryje dyrektor.

Rocznie osoby pływające zasilają kasę miejską o 700.000 zł. W sumie z hotelu, wynajmu, reklam i basenu MOSiR wpłaca do budżetu 2 mln zł. Na utrzymanie obiektów i pensje pracowników dostaje z kasy miejskiej 3,9 mln zł.

Pojawił się kuriozalny pomysł, by nieckę basenu w Pabianicach… zmniejszyć o kilka centymetrów. Zrodził się w głowach radnych na sesji Rady Miejskiej. Pomysł podchwycił prezydent Zbigniew Dychto. Według naszych rodzimych „pomysłowych Dobromirów” wystarczy przykleić do jednej ściany płyty z poliuretanu i basen „straci” 2 cm. Wtedy (zgodnie z przepisami) może go pilnować tylko jeden ratownik.

Problem ilości ratowników na pływalni trzeba rozwiązać do końca sierpnia albo zamknąć pływalnię.

– Zgodnie z przepisami potrzebuję więcej ratowników od września, gdy zaczną przychodzić uczniowie szkół – tłumaczy Adamski.

Jest szansa, że dziś na sesji Rady Miejskiej zapadnie decyzja, czy miasto da 14.000 zł do kasy MOSiR na zatrudnienie dotakowych ratowników.