Najpierw oszust zapukał do drzwi mieszkania pana Stefana - emeryta z Tkanin Technicznych. Był poniedziałek. Przedstawi się jako wysłannik firmy, która wypłaca rekompensaty byłym pracownikom. Na dowód, że mówi prawdę, wyciągnął plik banknotów. Emeryt był oszołomiony. W pliku miało być 4 tysiące euro. "Wysłannik" prosił o pokwitowanie pieniędzy i zapłacenie podatku. Kompletnie zaskoczony pan Stefan pokwitował odbiór pliku banknotów i czym prędzej dał podatek - 1.500 zł. O tym, że został oszukany, dowiedział się w banku. Kasjera zerknęła na banknoty i powiedziała, że nie są warte złamanego grosza.

- To były wycofane z obiegu pieniądze z Mongolii, Chorwacji, Brazylii, Urugwaju, Macedonii, Wietnamu i Peru. Ani jednego euro - wylicza pracownik banku.

Dwa dni później oszust zapukał do mieszkania pani Barbary. Nie wiadomo skąd, ale wiedział, że jest emerytowaną pracownicą pabianickiego PKS. Gospodyni łatwo uwierzyła, że należy się jej kilka tysięcy euro. Za nic niewarty stary banknot 1.000 guldenów dała 300 zł "podatku". Więcej złotówek nie miała w domu. Po południu uradowana emerytka pokazała banknot synowi. Wtedy zrozumiała, że straciła 300 zł.


***
Trzy pytania do…
nadkomisarza Sławomira Komorowskiego - naczelnika wydziału dochodzeniowego z pabianickiej policji:

Ile osób zostało oszukanych?

- Wiemy o dwóch, ale może być więcej.

Kiedy oszust grasował w Pabianicach?

- Pojawił się w zeszłym tygodniu.

Jak wygląda? Skąd wie, gdzie pracowały jego ofiary?

- Prowadzimy w tej sprawie dochodzenie. Więcej nie mogę powiedzieć dla dobra śledztwa.