– To skandal! Władze miasta znowu wyciągają ręce po pieniądze mieszkańców. Każą nam płacić za ich nieudolność – denerwuje się Stanisław Sobczyk z ul. Wileńskiej. – Najpierw horrendalnie zdrożały opłaty za wodę i ścieki, teraz próbują dobić nas cenami ciepła.

Pan Stanisław mieszka z żoną w 60-metrowym mieszkaniu. Co miesiąc płaci prawie 350 zł czynszu.

– Po podwyżce czynsz wzrośnie o dwadzieścia złotych – mówi. – To bardzo dużo, bo oboje z żoną utrzymujemy się ze skromnych emerytur.

– To uderzy w najbiedniejszych! – mówi Alicja Dopart z bloku przy ul. Wileńskiej 35, którego lokatorzy tworzą wspólnotę mieszkaniową.

Wspólnota z Wileńskiej wyliczyła, że rocznie będzie musiała zapłacić więcej ponad 8.000 zł.

– Za te pieniądze moglibyśmy ocieplić budynek – dodaje pani Alicja.

Wyższe taryfy za ogrzewanie zaczęły obowiązywać w poniedziałek. Ustalił je Zakład Energetyki Cieplnej w porozumieniu z władzami miasta.

– Główną przyczyną podwyżki są galopujące ceny węgla – tłumaczy Barbara Dobroszek, zastępca dyrektora ciepłowni. – Drugim powodem jest też to, że pabianiczanie zużywają coraz mniej energii cieplnej, przez co rosną koszty wytwarzania ciepła.

– To jakaś paranoja – irytuje się Andrzej Piechocki, prezes Pabianickiej Spółdzielni Mieszkaniowej. – Wynika z tego, że władze miasta karzą nas za oszczędzanie.

W PSM od dawna ograniczają zużycie ciepła i oszczędzają na opłatach.

– Zautomatyzowaliśmy węzły cieplne, dzięki czemu w sezonie grzewczym zużycie ciepła zależy od temperatury otocznia, ociepliliśmy budynki, systematycznie wymieniamy okna – wylicza Piechocki.

Oszczędzają też lokatorzy. Większość ma na kaloryferach podzielniki ciepła.

– Te działania doprowadziły do tego, że w lutym o dziesięć procent obniżyliśmy czynsze, skacząc do góry ze szczęścia – mówi Piechocki. – A teraz podcięto nam skrzydła.

Prezes wyliczył, że po podwyżce spółdzielcy zapłacą rocznie o kilka milionów zł więcej.

Podwyżki krzywdzącej pabianiczan bronią władze miasta.

– Podwyżka nie wynika z nieudolności szefów ciepłowni – tłumaczy Wojciech Janczyk, rzecznik prezydenta Pabianic. – Jest wręcz przeciwnie. To dzięki oszczędności ZEC-u podwyżka wyniosła zaledwie niecałe dziesięć procent. Mogła być sporo większa.

W zapewnienia rzecznika trudno uwierzyć. W Zakładzie Energetyki Cieplnej, który w zeszłym roku przyniósł ponad 1,5 miliona zł strat, pracuje ponad 200 osób. Jedna czwarta (50 osób) to pracownicy biurowi. Nie bez przyczyny o ciepłowni krąży opinia, że to źródło ciepłych(!) posad dla radnych i ich rodzin. Pracę dostali tu radni miejscy Jarosław Cichosz i Jerzy Kopias, radny powiatowy Tomasz Mikuta, mąż radnej miejskiej Anity Krzesińskiej. Pod tym względem tylko Zakład Wodociągów i Kanalizacji bije na głowę ZEC.

W piątek z szefami ciepłowni i władzami miasta spotkali się delegaci mieszkańców. Protestowali przeciwko podwyżkom.

– Wy, nie dając nic z siebie, znaleźliście najprostszy sposób wyjścia z własnych kłopotów, czyli podwyżkę – atakowała Jadwiga Mudzo, zarządzająca kilkunastoma wspólnotami mieszkaniowymi. – A przecież ZEC mógłby wynegocjować niższą cenę na węgiel. To poważny kontrahent.

Spory wzbudziła też wysokość podwyżki.

– Twierdzicie, że to tylko dziesięć procent. Ale z prostej matematyki wynika, że to piętnastoprocentowa podwyżka – mówił Andrzej Piechocki, szef PSM. – Prezydent Pabianic nie dba o interesy mieszkańców!

Protest nie zablokował podwyżek. Jedyne, co udało się wywalczyć to obietnica wiceprezydenta Hieronima Ratajskiego o przełożeniu podwyżki o… 5 dni.

– Nie pozostaje nam nic innego jak zapowiedzieć naszym lokatorom, że podniesiemy czynsze – ubolewała Jadwiga Mudzo.

– W spółdzielni na razie nie ma podwyżek – obiecał prezes Piechocki. – Ale sezon grzewczy dopiero przed nami.

***

O ile zdrożeje ciepło

Za 1 gigadżul energii zapłacimy teraz 29 zł 60 gr. Do 25 sierpnia stawka wynosiła – 25 zł 66 gr.