- Czuję się oszukany! - denerwował się pan Tomasz z osiedla Piaski. - Matka kupiła mi polisę w PZU pod koniec lat siedemdziesiątych. Piętnaście lat wpłacała pieniądze. "Posag" miał wystarczyć na mieszkanie. A teraz chcą mi dać 400 zł. Co mam robić?

- Trzeba z tym iść do sądu - radzi mecenas Maria Szram. - Prowadziłam dziesiątki spraw przeciwko PZU o rewaloryzację polis posagowych. Nigdy nie przegrałam.

W sądzie wygrał 30-letni Marcin, któremu matka założyła polisę kilka miesięcy po jego narodzinach.

- Mama przez osiemnaście lat co miesiąc zostawiała w kasie PZU jedną czwartą pensji - opowiada Marcin. - Płaciła najwyższą z możliwych składek.

Po ukończeniu 21 lat Marcin miał dostać około 40 tysięcy starych złotych.

- Pod koniec lat 80. tyle kosztował pełny wkład na mieszkanie i miało wystarczyć jeszcze na meble - mówi Marcin.

Ale gdy nadszedł czas wypłaty, Marcin szeroko otworzył oczy ze zdumienia. Okazało się, że PZU proponuje mu... 300 zł.

- Osłupiałem! - wspomina. - Matka od ust sobie odejmowała, by zapewnić mi przyszłość, a oni chcieli mi dać na dwie pary butów!

Odwołał się od krzywdzącej decyzji. Wtedy ubezpieczyciel zaproponował mu więcej - 700 zł. Ale Marcin wyliczył, że należy mu się około 40.000 nowych złotych.

- Wziąłem pod uwagę odsetki i aktualne ceny mieszkań - mówi.

Za namową adwokata złożył pozew w sądzie. Sprawa toczyła się kilka miesięcy. Sąd przyznał mu prawie 9.000 zł. Kosztami postępowania i wynagrodzenia adwokata obciążył PZU.

Polisy posagowe PZU największą popularnością cieszyły się w latach 70. i 80. Kupowali je rodzice, którzy chcieli zapewnić dzieciom dobry start w dorosłe życie. Przez 15-18 lat wpłacali co miesiąc sporą składkę.

- Wtedy wydawało mi się to bardzo atrakcyjną formą oszczędzania - mówi pani Anna, która kupiła polisę synowi na początku lat 80. - Myślałam, że w przyszłości wyprawię za to synowi wesele. Za to, co chcieli nam dać, nie mogłam kupić nawet garnituru.

Kłopoty z "posagami" zaczęły się na początku lat 90., gdy złotówka raptownie straciła na wartości. A krach nastąpił po wymianie polskiego pieniądza.

- Teraz PZU wykorzystuje to, że ich klienci nie znają prawa - uważa mecenas Maria Szram.

Mechanizm jest prosty jak konstrukcja gwoździa. PZU wysyła informację o wypłacie pieniędzy z polisy. Proponuje znikomą część kwoty, która faktycznie należy się klientowi. Jeśli klient się odwoła, PZU proponuje więcej, ale nadal o wiele za mało.

- Nie warto się z nimi spierać - radzi Maria Szram. - Gdy tylko przyślą pierwszą propozycję, od razu trzeba iść do adwokata.

Nie trzeba się też obawiać kosztów rozprawy. Sąd najczęściej obciąża nimi PZU.

W ostatnich latach adwokaci z Pabianic poprowadzili i wygrali ponad 50 spraw przeciwko PZU.