Z myślą o ulach Masternak kupił działkę pod lasem na obrzeżach Pabianic. Od czterech lat żyje tam - bez prądu i bieżącej wody.
Spokój tu mam, nie muszę słuchać kłótni, nikt mi nie ubliża - mówi drżącym głosem. - Jest świeże powietrze, są moje pszczoły.
Starszy pan nie zawsze żył bez prądu. Skończył ekonomię i pedagogikę, miał dobrą pracę. Jeździł po Polsce na kontrole finansowe dużych przedsiębiorstw. Mieszkał w bloku na Bugaju.
Ale życie potoczyło się jakoś tak... - dodaje cichutko.
Na niewielkiej działce sam zbudował domek. Z desek zbił komórki. Ale sercem jego "królestwa" są ule. Większość zrujnowana.
Kocham pszczoły - wyznaje Masternak. - Tylko pięćdziesiąt uli zamieszkują pszczele rodziny. To dlatego, że na pobliskich łąkach jest niewiele kwiatów.
Samotnik porusza się wąskimi ścieżkami, wydeptanymi w wysokiej trawie. Przed domem leżą sterty desek.
Chciałem postawić małą szklarnię, ale już nie mam sił - przyznaje. - Niedawno wyszedłem ze szpitala.
Ma za sobą poważną operację.
Przez trzy tygodnie byłem na kroplówkach - opowiada.
O tym, że wygląda źle i pewnie choruje powiedział mu kolega, który zagląda do starszego pana.
Namawiał mnie: "Jurek, wsiadaj na rower i jedź do lekarza, masz żółte oczy, chory jesteś... - mówi staruszek. - No to wszystko pozamykałem i pojechałem na pogotowie.
Lekarze nie wypuścili go ze szpitala. Dopiero po operacji wrócił na swą działkę.
Jest pogodnym człowiekiem. Dokucza mu tylko brak prądu. Posiłki i wodę gotuje na piecyku opalanym drewnem.
Oj, żebym tylko miał ten prąd - marzy. - Byłem w elektrowni, ale powiedzieli, że trzeba założyć transformator. I co ja mam teraz począć?
Na działce nie ma wody pitnej. Woda ze studzienki, którą sam wykopał, nadaje się jedynie do mycia i podlewania ogródka.
Co drugi dzień Masternak jeździ rowerem do oddalonego o 4 kilometry marketu Carrefour. W bidonach zawieszonych na ramie przywozi 10 litrów wody, a na bagażniku - zakupy. Pieniędzy nie trzyma ani w kieszeni, ani w domu. Za zakupy płaci kartą.
Przed domkiem ma spory ogród. Posiał kwiaty, marchew, pietruszkę, buraczki. Ma też ziemniaki.
Dokarmiam 8 kotów. Wszystkie to przybłędy - dodaje.
Od czasu do czasu pszczelarza odwiedza dwóch kolegów. Synów nie było tu od wielu lat. Mieszkają poza Pabianicami.
Mają swoje rodziny i problemy - tłumaczy ich staruszek.
Pszczelarz żywo interesuje się tym, co w mieście. Czyta gazety. Czasem pojedzie do kolegi obejrzeć telewizję. Nie opuścił żadnych wyborów.
- Zawsze głosuję - zapewnia. - Kogo wybierzemy, tak będziemy mieli.