Rekord padł w piątek. Temperatura przekroczyła 34 stopnie Celsjusza w cieniu! Ale słońce prażyło od początku zeszłego tygodnia. Tak dotkliwie, że kilkadziesiąt osób zasłabło.
- Na szczęście, kończyło się na udzielaniu doraźnej pomocy i wskazówkach o tym, co zrobić, by bezpiecznie przeżyć skwar - mówi doktor Andrzej Kleinert, szef pabianickiego pogotowia.
Płonęły wysuszone na wiór trawa i drzewa w lesie. W ciągu kilkunastu ostatnich dni strażacy aż 31 razy pędzili na sygnale przez miasto.
- To bardzo dużo - mówi brygadier Dariusz Jach z Powiatowej Straży Pożarnej.
Ulice, sklepy i targowiska opustoszały. W czwartek w budce z pieczywem na ryneczku przy Nawrockiego nie było żywego ducha.
- W taki skwar ludziom nie chce się jeść - mówi Aleksandra Kucharska, szefowa kiosku. - Sprzedaję zaledwie jedną trzecią tego, co zwykle.
Pustkami świeciły też sklepy mięsne.
- Ludzie w ogóle nie kupują wędliny w takie upały - mówi Barbara Sikorka, ekspedientka ze sklepu Pamso przy ul. Zamkowej. - Wolą kanapki z pomidorami, ogórkami, papryką. Tylko kiełbasa świetnie się sprzedaje. Zwłaszcza grillowa.
Przy budce z pieczonymi kurczakami powietrze pulsowało od gorąca. Wewnątrz był ukrop nie do wytrzymania - około 70 stopni. Ale właściciel rożna - Andrzej Kołodziej, nie narzekał.
- Nie mogę się skarżyć. Interes kręci się jak złoto - mówi. - Ludzie nie mają siły sterczeć przy garach. Wolą przyjść do mnie po obiad.
W barze Pierożek przy ul. Łaskiej w porze obiadowej brakowało wolnych stolików.
- Najlepiej schodzą lekkie dania - mówi Katarzyna Pietrowska, szefowa baru. - Sprzedajemy dużo naleśników z owocami, szczególnie z truskawkami.
Sphinx przy ul. Zamkowej kusił klimatyzowanym wnętrzem.
- Ale i tak ruch zaczyna się wieczorem, gdy temperatura trochę spada - mówi Beata Kościułek, kelnerka.
"Klima" jest też w restauracji Kaczorowscy.
- To nasz atut. Klienci jedzą dłużej, nigdzie się nie spieszą, chcą posiedzieć w chłodzie - zauważył Bogdan Kaczorowski, właściciel restauracji. - Furorę robią chłodniki.
Opustoszały jezdnie. Kto mógł, zostawiał samochód na parkingu, w garażu. Tylko taksówkarze "gotowali się" w blaszanych puszkach. Skutki upału łagodzili, otwierając na oścież drzwi.
- Nieliczni koledzy pojechali na urlop - mówi Wiesław Piątkowski, taksówkarz. - Fatalnie się pracuje. Jedynie na postoju przy Zielonej jest trochę cienia. Tylko że tam trudno znaleźć miejsce.
Wielu kierowców przesiadło się na rowery.
- Dziennie sprzedajemy dwa, trzy rowery i tony części. Latem sprzęt często się psuje - mówi Dariusz Borowiec ze sklepu Sport Centrum przy ul. Zamkowej 58.
- Po ilości sprzedawanego paliwa widać, że pabianiczanie mniej jeżdżą - mówi Tomasz Skrzypczek ze stacji Orlen przy ul. Kilińskiego.
- Za większe sumy tankują ci, co wyjeżdżają na urlopy - dodaje Emila Majdowska ze stacji Esso.
Żar lejący się z nieba nie odstraszył nas od kolejek w urzędach.
- Dziennie obsługujemy około siedemdziesięciu osób, mimo że jedyną wentylacją są otwarte okna na korytarzach - mówi Cezariusz Cessanis z Wydziału Spraw Obywatelskich.
Skwar nie zniechęcił nas jednak od wizyt w siłowniach.
- W upale szybciej idzie spalanie zbędnego tłuszczu - mówi Paweł Bartos z siłowni w II Liceum Ogólnokształcącym. - Ale ruch zaczyna się dopiero pod wieczór, gdy słońce przestaje przypiekać.
Oaz chłodu pabianiczanie szukali w egzotycznych miejscach. Na przykład w… Zamku.
- To zrozumiałe. Tutaj temperatura jest kilkanaście stopni niższa niż na zewnątrz - mówi Ryszard Adamczyk z muzeum. - Najchłodniej jest w piwnicach.
W ostatnich dniach aż 100 osób zdecydowało się na zwiedzanie komnat dworu. To trzy razy więcej niż zwykle. Ale jeszcze częściej "studziliśmy się" w klimatyzowanych supermarketach.
- Na ławeczkach przed kasami przesiadują tłumy - mówi Tomasz Żuk, ochroniarz w Hypernovej. - Między półkami też ludzie chodzą dla ochłody, bo większość nic nie kupuje. Największy ruch jest na stoisku chłodniczym.
Kto nie miał siły wyjść na ulicę, barykadował się przed słońcem w domu.
- Im bardziej piekło, tym więcej rolet sprzedawaliśmy - mówi Tomasz Andrzejczak ze sklepu z roletami i żaluzjami przy ul. Piłsudskiego.
Skoczyła sprzedaż klimatyzatorów.
- Najczęściej montujemy klimatyzację w firmach. To sposób, by pracownicy byli wydajni w tym upale - mówi Mariusz Maksajda, monter klimatyzacji. - Częstymi klientami są właściciele domków jednorodzinnych, rzadziej mieszkańcy bloków.
W kilku polskich miastach wprowadzono reglamentację wody. Na szczęście, Pabianicom to nie groziło.
- Nie było takiej potrzeby - mówi Wiesław Pedo, kierownik stacji uzdatniania wody.
Podczas dwóch ostatnich upalnych tygodni zużyliśmy 2.000 litrów sześciennych wody więcej niż przez cały czerwiec.
- Pobór wody skacze popołudniami - mówi kierownik. - To oczywiste, bo ludzie podlewają ogródki, a wieczorem zmywają z siebie upał.
Najwięcej wody szło między godzinami 17.00 a 22.00.
Komentarze do artykułu: Raport z ugotowanego miasta
Nasi internauci napisali 0 komentarzy