Oskarżony nie przyznał się do winy.

- Być może popełniłem błędy - mówił pabianiczanin Lech M., długoletni szef "skarbówki". - Nie czuję się przestępcą.

Potem przez godzinę spokojnie i metodycznie tłumaczył swoje postępowanie:

- Nieumyślnie podałem niepełne dane o wysokości majątku. Nie miałem potrzeby ukrywania jego wysokości. Przez 31 lat pracowałem na kierowniczych stanowiskach z wysokim uposażeniem. Byłem człowiekiem oszczędnym i lokowałem dochody.


Wybiła godzina oskarżeń

W ubiegły czwartek rozpoczął się proces o korupcję. Oprócz byłego dyrektora Izby Skarbowej, na ławie oskarżonych usiadł ksiądz, trzech przedsiębiorców i główna księgowa. Trzej oskarżeni chwalili się odznaczeniami państwowymi i resortowymi (krzyżami zasługi). Jeden uznał za stosowne poinformować sąd, że ma odznakę Honorowego Obywatela Miasta Łodzi. Miesięczne dochody oskarżonych wynosiły od 1.500 zł do 500.000 zł.

Przez godzinę prokurator Beata Marczak odczytywała akt oskarżenia. 57-letniego Lecha M. oskarżyła o fałszowania oświadczeń majątkowych, które składał w Ministerstwie Finansów. Dowodziła, że Lech M. cztery razy zaniżał wartość swego majątku. Dwa następne zarzuty to branie łapówek - ok. 180.000 zł.


Nowoczesne łapówki

W 1999 r. Lech M. kupił od Bogdana Z. (byłego prezesa Pabianickiej Spółdzielni Mieszkaniowej) działkę przy ul. Kleeberga w Łodzi. Dał zaledwie 70.000 zł, choć była warta ponad 160.000 zł. W zamian miał zlecić firmie Bogdana Z. prace remontowe w budynku "skarbówki".

Dwa lata później tę samą działkę Lech M. sprzedał aż za 380.000 zł Jerzemu N., przedsiębiorcy z Pomorza. Ustalono, że Jerzy N. był tylko osobą podstawioną, a działkę faktycznie nabył Krzysztof G. - zamożny właściciel firmy produkującej klej.

- To były tak zwane nowoczesne łapówki - mówiła prokurator Marczak. - Pieniądze nie przechodziły z ręki do ręki, a były przekazywane w zakamuflowany sposób.

W zamian za tę nadwyżkę Lech M. miał obiecać Krzysztofowi G. umorzenie części zobowiązań podatkowych.

Prokurator oskarżyła też Lecha M. o próbę ukrycia majątku przed prokuraturą.

- Przepisał na małoletnią córkę dom wart 700.000 zł - mówiła.


Cudowna działka

W sprawie taniej działki kupionej od byłego prezesa spółdzielni mieszkaniowej, Lech M. oświadczył:

- To było wysypisko śmieci i ziemia nie była więcej warta - oświadczył Lech M. - Zaraz po jej kupnie przedstawiłem dokumenty i zdjęcia w Urzędzie Skarbowym na Bałutach.

Natychmiast po uporządkowaniu działka za 70.000 zł nabrała wartości. I to sporej, bo Lech M. sprzedał ją Jerzemu N. z Pomorza za 400.000 zł.

- O tym, że była to osoba podstawiona, a cała sprawa wyreżyserowana przez Krzysztofa G., dowiedziałem się dopiero w śledztwie - stwierdził Lech M. - Jemu nie chciałem sprzedać ziemi, bo miał sprawę w Izbie Skarbowej.


Dom dla dziewczynki

Lech M. próbował przekonać sąd, że nie zamierzał ukrywać majątku przed prokuraturą. Swój elegancki dom wartości 700.000 zł podarował ośmioletniej córce. Tłumaczył, że w ten sposób chciał zabezpieczyć ją na przyszłość.

- Źle się czułem, miałem dolegliwości sercowe - mówił. - Obawiałem się, że gdyby coś mi się stało, to w trakcie sporów rodzinnych moje najmłodsze dziecko może być pokrzywdzone.


Dwoje się przyznało

Krzysztof G. i jego siostra Maria W. - właściciel i główna księgowa firmy produkującej klej, przyznali się do przekazania łapówki byłemu szefowi "skarbówki". Potwierdzili też, że próbowali przekupić inspektora kontroli skarbowej (dawali mu 200.000 zł), który znalazł nieprawidłowości w podatku dochodowym ich firmy.

Do winy nie przyznali się ksiądz Piotr T. - oskarżony o pomoc w przekazaniu łapówki, i Bogdan Z. Natomiast Jerzy N. stwierdził, że jedynie użyczył swego nazwiska w akcie notarialnym.