W centrum Bełchatowa handlowano dopalaczami. Na klientów czekał tam 28-letni pabianiczanin. Wejście do sklepu było zabezpieczone zbrojoną śluzą. Przed sklepem i wewnątrz działał monitoring. Klientów wpuszczano pojedynczo. Decydował o tym sprzedawca, otwierając mu drzwi elektromagnesem. Od wewnątrz w drzwiach nie klamek.

Sprzedaż prowadzono przy użyciu "bankowej" szuflady i lustra weneckiego. Klient zamawiał dopalacz, wkładał pieniądze do szuflady i po chwili wyjmował z niej dopalacz. Sprzedawcy nie widział.

Mając prokuratorski nakaz przeszukania, policjanci próbowali wejść do sklepu przy ul. Lipowej. Ale...

- Przerażony mężczyzna, zamiast otworzyć drzwi, w popłochu niszczył towar, usiłując spalić go w piecu – relacjonuje mł. inspektor Joanna Kącka z łódzkiej policji. - Akcja kryminalnych doprowadziła do zatrzymania pomysłowego sprzedawcy.

Policjanci użyli tarana, rozbijając drzwi. Zatrzymali zabarykadowanego sprzedawcę. Jest to notowany już przez policję 28-letni mieszkaniec Pabianic. Zatrzymano jego 27-letnią współpracowniczkę. Kobieta miała 500 porcji dopalaczy.

Funkcjonariusze zabezpieczyli kasy pancerne i kilka tysięcy złotych w gotówce.

- Teraz śledczy w toku dalszego postępowania prowadzonego pod nadzorem prokuratora zmierzają do szczegółowego ustalenia, kto odpowiada za wprowadzanie do obrotu substancji, które mogły narazić wiele osób na utratę zdrowia lub nawet życia. Sprawcy takiego przestępstwa może grozić do 8 lat więzienia – dodaje inspektor Kącka.