Góry odpadków zgromadziła lokatorka mieszkania na drugim piętrze. Znosiła je kilka lat.

Pracownicy PSM zaczęli porządki w poniedziałek rano. Mieszkanie tonęło w śmieciach. Sprzątali ubrani w fartuchy, wysokie kalosze i gumowe rękawice. Na twarzach mieli maski chirurgiczne. Kartony i worki wyrzucali przez balkon. Akcja trwała dwa dni.

- A was kto tu zaprosił - nerwowo zareagowali na widok reporterów Życia Pabianic pracownicy spółdzielni, nadzorujący sprzątanie. - Żerujecie na nieszczęściu chorej kobiety.

O śmietnisku zaalarmowali sąsiedzi "zbieraczki".

- Już sześć lat temu słaliśmy pisma do spółdzielni z prośbą o interwencję. Na próżno - mówią.

Nie pomagały petycje z podpisami wszystkich lokatorów, ani rozmowy z prezesami. Wiosną tego roku powiedzieli: "Dość!" i kategorycznie zażądali usunięcia zakały. Poszli do PSM, opieki społecznej i sanepidu. Wreszcie poskutkowało.

- Dowiedzieliśmy się o problemie pod koniec ubiegłego roku - tłumaczy Bożena Bednarska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. - Kobieta jest pod opieką lekarzy. Są duże szanse, że zostanie wyleczona i wróci do mieszkania.


***
Moim zdaniem

I chorej kobiecie, i jej sąsiadom można było pomóc już dawno. Wystarczyło zareagować na skargi lokatorów z takim impetem, jak na widok dziennikarzy. To przez opieszałość pracowników spółdzielni problem urósł szybko jak góry śmieci w mieszkaniu. Rozumiem, że nerwy miały zagłuszyć poczucie winy.