- Dziennie możemy wydać na dodatkowe leki tylko od 1.300 do 1.700 złotych - mówi Jacek Dyba, wicedyrektor szpitala. - Potrzebujemy co najmniej trzy razy więcej.

Leki dodatkowe to takie, które kupuje się wtedy, gdy zwykłe leki nie pomagają. Nie ma ich w szpitalnych aptekach. A często są niezbędne do ratowania życia.

- Nie ma ich w pakietach, które dostajemy dzięki umowom zawartym wcześniej z dostawcami - tłumaczy Dyba.

Na liście tych leków są między innymi: Aminophillin - dla chorych na oskrzela, Hydroxizinum - uspokajający, Hydrocortizon - przeciwuczuleniowy.

W szpitalu leży około 400 pacjentów. Co miesiąc na podstawowe lekarstwa dla nich szpital może wydać około 200.000 zł. To za mało.

- Potrzebujemy ponad 300.000 złotych - szacuje doktor Dyba. - Nasza sytuacja finansowa jest zła. Dlatego staramy się leczyć tanimi lekami, ale skutecznymi.

Część pacjentów bierze leki przyniesione z domów, choć jest to niedopuszczalne.

Lekarze muszą oszczędzać także na zdjęciach tomograficznych. Gdy "prześwietlają" pacjentów, często nie mogą utrwalić tego na kliszy. Oglądają jedynie obraz na monitorze komputera.

- Klisza rentgenowska jest bardzo droga - wyjaśnia dyrektor. - W ten sposób szukamy oszczędności. Zapis tomograficzny utrwalamy na płytach CD.

Oszczędzają też na pracownikach.

- Najpierw płacili nam pensje piątego dnia każdego miesiąca. Teraz dostajemy wynagrodzenia w dwóch ratach - denerwuje się pielęgniarka.

Pensje były 9 i 18 lipca. W sierpniu zaliczkę wypłacili 11 dnia miesiąca. Resztę obiecali wypłacić 20 sierpnia.

- Płacimy wtedy, gdy dostajemy pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia. Najpierw przesyłają nam 40 procent zwrotu kosztów, a po dwóch tygodniach resztę - tłumaczy dyrekcja.

Zaciskanie pasa widać na każdym kroku.

- Nie mamy wyjścia, musimy oszczędzać - mówi Dyba. - W zeszłym roku przekroczyliśmy kontrakt o 2 miliony 560 tysięcy zł. Tych wydatków nam nie zrefundowali.

A przekroczyć kontrakt jest bardzo łatwo.

- Jak mam zaplanować przyjmowanie chorych na mój oddział?! - denerwuje się Kazimierz Kozłowski, ordynator Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej. - Mam powiedzieć umierającemu, nieprzytomnemu człowiekowi, że mi się limit skończył? To paranoja.

Kilka dni temu Sąd Najwyższy uznał, że szpitalom nie wolno przekraczać kontraktów.

- Chcieliśmy skarżyć NFZ o pieniądze, ale jest precedens i w tej sytuacji nie mamy już o co walczyć - dodaje doktor Dyba. - Nasze długi rosną, bo nie da się zaplanować, ile osób będzie miało w tym miesiącu zawał serca...

Doba pacjenta w szpitalnym łóżku (bez lekarstw i kroplówek) kosztuje 90 zł. To cena za opiekę lekarza, pielęgniarki, za czystą pościel, wodę do mycia, ogrzewanie sali, sprzątanie i wyżywienie. Tymczasem NFZ wycenił tak zwany "osobodzień" na 62 zł. I tylko tyle refunduje szpitalowi.

- Na przykład za leczenie pacjenta na oddziale wewnętrznym dostajemy 1.273 zł. I nie jest ważne, czy pacjent leży 7 dni, czy 177 dni - wylicza doktor Dyba. – Na dodatek chory, który w ciągu 30 dni wróci do szpitala z tą samą chorobą, jest leczony na nasz koszt. NFZ za opiekę nad nim nie zapłaci nam.


***
ŚCIŚLE TAJNA RADA
----------
Dowiedzieliśmy się, kto będzie rządził szpitalem.
---------

Tworzona jest Rada Społeczna naszego szpitala. Zasiądzie w niej 9 osób, które będą decydowały o tym, co się dzieje w szpitalu. Nikt w ratuszu nie chce ujawnić, kto się w niej znajdzie. Życiu Pabianic jednak udało się ustalić nazwiska kandydatów, które radni poznają na najbliższej sesji Rady Miejskiej. Najprawdopodobniej będą to: prof. Jan Berner (lekarz chirurg, prezydent Pabianic), Krystyna Rendecka (dr nauk technicznych), Jerzy Marynowski (emerytowany pedagog, mąż lekarki ze szpitala), Grzegorz Mackiewicz (kierownik marketingu, brat lekarza z rejonu), Radosław Januszkiewicz (były prezydent Pabianic), Grzegorz Janczak (starosta, inżynier mechanik), Zbigniew Mencwal (historyk, były cenzor, specjalista od zarządzania) i Michał Ogiński (dr farmacji, właściciel firmy EMO). Dziewiątym członkiem rady ma być przedstawiciel wojewody.