Goście zza wschodniej granicy od lat byli solą w oku handlarzy z pabianickich rynków.

- Nie mają zezwoleń i nie płacą podatków. To dlatego u nich jest tak tanio. To nieuczciwa konkurencja. Stanowczo się na nią nie zgadzamy - argumentują zgodnie.
Na targowiska przy ulicach Nawrockiego i Moniuszki pielgrzymowały pełne autokary "turystów" z Rosji, Ukrainy i Armenii. W wielkich nylonowych torbach przywozili tanie drobiazgi, czym irytowali rodzimych handlarzy. Tak było do niedawna. Teraz pretensje pabianickich kupców zostały wysłuchane. Handlarzy zza Bugu skrupulatnie kontrolują wspólne patrole Straży Miejskiej i policji.

- Patrolujemy w dni targowe - wyjaśnia Henryk Grzanka, oficer dyżurny SM. - Rosjanie, którzy teraz handlują na targowiskach, to ludzie mieszkający od kilku lat w Polsce. Mają pozwolenia na handel i bardzo często polskich wspólników.

Polscy kupcy nie kryją zadowolenia.

- Wreszcie jest spokój i porządek. Wszyscy handlujemy na równych prawach - twierdzą.

Nowa sytuacja podzieliła klientów targowisk.

- Kary boskiej na nich nie było. Raz o mało mnie nie okradli. Handlara odwracała moją uwagę, a jej wspólnik grzebał mi w torbie. Całe szczęście, że poczułam i narobiłam krzyku - opowiada Janina K., stała bywalczyni rynku przy Moniuszki.
Ale są i tacy, którzy żałują, że skończyły się czasy tanich towarów, sprzedawanych prosto z polowych łóżek i kartonów.

- To, co u nich kupowaliśmy, bywało kiepskiej jakości, ale mnie to nie przeszkadzało - uważa Wiesława Kopeć, klientka z rynku na Bugaju. - Warto było zajrzeć zwłaszcza po firany i komplety pościeli. Były tanie i niebrzydkie.