Wypadki samochodowe to bardzo dobry interes, ale tylko dla niektórych. Kierowcy rozbijając swoje samochody, zarabiają na następne luksusowe auta, atrakcyjne zagraniczne wczasy dla całej rodziny, a nawet na kupno willi.

- Kiedyś można było zarobić dużo więcej na ubezpieczonej stłuczce - mówi Kuba (imię zmienione na życzenie rozmówcy).

Choć skończył dopiero 32 lata, to ma już na koncie 7 wypadków samochodowych. Tylko za pierwszym razem był to zupełny przypadek. Potem poważne stłuczki były z góry umówione lub zupełnie sfingowane, czyli w rzeczywistości ich nie było. W mieście mówi się, że Kuba wybudował sobie dom z wypłaconych odszkodowań. On sam temu zaprzecza, ale nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć, skąd wziął pieniądze na budowę.

Cały interes kręci się za pieniądze firm ubezpieczeniowych. Dają one naciągać się na wypłatę nieuzasadnionych odszkodowań, jak małe dzieci na słodką watę. Kuba ma amerykańskiego chryslera. Jego model wart jest około 60 tys. zł. Przyznaje, że z firm ubezpieczeniowych udało mu się wyciągnąć na to auto około 100 tys. zł odszkodowań, a samochód wciąż niewiele stracił na rynkowej wartości.

- Można zrobić umówioną stłuczkę, bo to prawie zawsze przechodzi - wyjaśnia Kuba. - Umawiasz się z kumplem, który ma jakieś stare gówno. Na przykład dużego fiata. On ci wyjeżdża, ty go walisz i to jest cała filozofia. Jak trzeba, to nawet warto kupić jakiegoś grata dla takiej jednej akcji. Ważne, aby wykupić dla jego posiadacza ubezpieczenie OC. Idealne miejsce na stłuczkę to skrzyżowanie Łaskiej z ulicą za parkiem Wolności. Tam w nocy trzeba wyczekać, aby nie było dużego ruchu. Fiacisko ustawiacie w poprzek na Łaskiej, tak jakby wyjeżdżało z podporządkowanej. Kumpel wysiada z auta, tak na wszelki wypadek, a ty swoją drogą bryką walisz. Jak trzeba to i ze trzy razy. Ważne, abyś uderzył fiata od strony pasażera, bo jak potem wytłumaczyć, że kierowcy nic się nie stało. Zawsze dzwoń po policję. Kumpel zapłaci mandat, ale notka policyjna pomoże, gdyby w ubezpieczalni mieli wątpliwości.

W takiej sytuacji winny jest kierowca fiata, bo wyjechał z ulicy podporządkowanej. Dlatego szkodę musi pokryć firma, w której posiadacz fiata ma polisę OC. Pieniędzy musi wystarczyć na oryginalne części i ich wymianę. Czym droższe auto, tym większe odszkodowanie. Kuba przyznaje, że raz udało mu się wydusić od PZU 23 tys. zł. Sam kupił części na giełdzie w Poznaniu. Razem z naprawą kosztowało go to 12 tys. zł. Tysiąc musiał dać kumplowi za "przysługę" i dołożyć na nowe OC. W sumie wyszedł wtedy na czysto jakieś 8 tys. zł.

Dużo lepszy interes to pozorowane wypadki. Do tego celu przydają się uszkodzone części z pierwszej stłuczki. Montuje się je na auto. Potem wali w słup albo w mur. Tu wymagana jest chirurgiczna precyzja kierowcy. Nie można zniszczyć układu jezdnego auta, ale trzeba na świeżo pogiąć blachy i tak już wcześniej pogięte. Kolejny etap to zgłoszenie szkody w firmie, w której właściciel auta ma wykupione Auto Casco. Gdy likwidatorzy szkód porachują wszystkie zniszczone części, właściciel auta może spokojnie wziąć się za ich wymianę. Tym bardziej, że w garażu czekają nieuszkodzone zderzaki, błotniki czy maska - zdjęte z auta przed stłuczką.

- Jeden z klientów przyznał mi się, że na takiej podmianie zarabia rocznie około 15 tys. zł - mówi właściciel warsztatu samochodowego. - Zwrócił moją uwagę, bo przyjechał do naprawy z własnymi częściami. Po robocie zabrał ze sobą cały złom, który zdjęliśmy z jego samochodu. Mówił, że jeszcze mu się przyda.

Nie wszystkim się udaje. 23-letni Krzysztof J. rozbił swoje renault megane coupe. Samochód był ubezpieczony w PZU na 39,9 tys. zł. Krzysztof J. uznał, że nie będzie naprawiał auta, ale upozoruje kradzież. Wraz z dwoma kolegami rozebrał auto na części, a po ich sprzedaży zgłosił kradzież. Auto jakoby skradziono mu z parkingu przy krytej pływalni. W tym przypadku policji udało się ustalić, że kradzież była fikcyjna.

Do sądu trafiła także sprawa pozorowanej stłuczki przy ulicy Pułaskiego. Okazało się, że wypadku nie było a kierowcy chcieli naciągnąć na wypłatę odszkodowania Wartę.

- Musi być szkło na asfalcie. Wtedy na Pułaskiego szkła było mało i chłopaki wpadli - tłumaczy Kuba.

Kuba twierdzi, że przyszłość to odszkodowania za utratę zdrowia.

- Szkody materialne łatwo obliczyć i tu nie da się za bardzo poszaleć - uważa. - Natomiast odszkodowania za leczenie i ewentualne straty spowodowane utratą zdrowia, to dopiero jest kasa. Trzeba mieć tylko znajomych lekarzy, aby zrobili dobrą historię choroby po wypadku.