Rozpętała się walka o okoliczne lasy.
– To już szósty pożar od rana! – krzyczy strażak ochotnik z Gorzewa, biegnąc do auta z motopompą. – Paliło się w Ślądkowicach, Górce Pabianickiej, Szynkielewie, a teraz u nas. W Porszewicach kolejny pożar gaszą zawodowcy.
Sześciu strażaków mozolnie tłukło łopatami ogień wydobywający się spod suchej jak pieprz ściółki. Osmolone konary spróchniałych drzew odciągnęli na pobliskie pole. Jeszcze się tliły. Przysypywali je ziemią.
– Widziałem tego skurwiela! – denerwuje się rolnik, ocierając pot z czoła. – Pracowałem w polu, a on kładł ogień pod zarośla. Nim dojechałem tam traktorem, zdążył wskoczyć do auta i uciekł.
Rolnik jest przekonany, że podpalacz wsiadł do srebrnego citorena C5. Numeru rejestracyjnego nie widział.
Chwilę później czerwona furgonetka ochotników z Gorzewa pognała w drugi koniec wsi. Kilkaset metrów za remizą strażacką znowu płonął las.
Do czerwonego żuka wskoczyło pięciu ochotników. Jeden dojechał własnym autem, jeden - rowerem. Ten ostatni rzucił rower w krzaki i chwycił łopatę.
Wóz strażaków z Gorzewa nie dał rady podjechać blisko ognia. Od lasu dzieliła go rozmokła łąka. Dowódca dał rozkaz, by druhowie rozwinęli dłuższe węże. Wodę czerpali z pobliskiego stawu.
– Zaczęło się o godzinie 11.25 – mówi dyżurny pabianickiej straży pożarnej. – Pierwszy podniósł alarm leśniczy z Porszewic. Paliło się koło parkingu. Potem nadchodziły kolejne groźne meldunki.
Pojechały trzy jednostki zawodowej straży pożarnej z Pabianic i Łodzi. U ich boku z poświeceniem gaszą ochotnicy z Gorzewa, Porszewic, Szynkielewa, Górki Pabianickiej
– Ten kto podpala, musi być miejscowym – uważa dyżurny pabianickiej straży pożarnej. – Za dobrze zna teren.
Podpalacz jeździ leśnymi duktami. Wie którędy uciekać, gdyby ktoś przyłapał go na gorącym uczynku.
– Może przerzucić się w inny rejon, spokojniejszy – uważa strażak. – Na północnej stronie Pabianic jest już byt dużo strażaków i policjantów. Będzie się bał.
Późnym popołudniem, gdy oddawaliśmy gazetę do druku, strażacy walczyli z szóstym pożarem lasu.
– Bardzo możliwe, że wkrótce dostaniemy wezwania z Rydzyn albo Huty Dłutowskiej – przewidywał dyżurny.