Wlazeł jechał z Częstochowy do Pabianic, 27 sierpnia wieczorem. Bilet na tej trasie kosztuje 16 zł.

- Miałem bilet - twierdzi radny. - Kupiłem go w kasie na dworcu w Częstochowie. Tylko gdzieś mi się zapodział…

Na przystanku w Buczku do autobusu wsiedli kontrolerzy firmy PIOT z Bełchatowa. Na podróżowaniu bez biletu radnego przyłapał sam dyrektor do spraw kontroli i nadzoru firmy PIOT, Cezary Gajda, który jest także rewizorem. Była godzina 19.30. Drugi rewizor, Paweł Wiśniewski (dyrektor naczelny firmy PIOT), jechał samochodem osobowym za autobusem.

- Nie mogłem znaleźć biletu - opowiada Wlazeł. - Prosiłem kontrolera, by sprawdził najpierw innych pasażerów, a ja w tym czasie poszukam biletu.

- Autobus był pełny. Ludzie wracali z pielgrzymki na Jasną Górę. Tylko jeden pasażer nie miał biletu - opowiada rewizor.

Wlazeł nie znalazł biletu.

- Kontroler był oględnie mówiąc niegrzeczny - twierdzi radny. - Zaczął głośno wątpić w moją uczciwość. Nazwał mnie złodziejem. Poprosiłem, by prędzej wypisał mandat, by skończyć tę nieprzyjemną scenę.

Rewizor twierdzi co innego.

- Pasażer próbował namówić mnie do zaniechania wystawienia mandatu - mówi.

Na dworcu autobusowym w Łasku kontroler wypisał mandat. Kara za jazdę bez biletu wyniosła 110 zł.
Nazajutrz Łukasz Wlazeł pojechał do Bełchatowa, gdzie jest siedziba firmy PIOT. Złożył reklamację.

- W domu spokojnie przeszukałem ubranie i znalazłem bilet - przekonuje radny. - Pojechałem do Bełchatowa, żeby anulowali mi mandat.

Kontrolerzy nie uznali reklamacji.

- Pan Wlazeł okazał bilet, który nosił znamiona skasowania przez rewizora - mówi dyrektor Wiśniewski. - Rewizorzy mają specjalny system znakowania skontrolowanych biletów. Przedzierają je w odpowiednim miejscu.

Dyrektor twierdzi, że bilet, jaki pokazał Wlazeł, był skasowany przez rewizora. Nie mógł to być rzekomo zagubiony bilet radnego. Rewizor podejrzewa, że radny dostał go od któregoś z pasażerów jadących autobusem z Częstochowy.

- To był mój bilet. Był pognieciony, ale dało się odczytać wszystkie dane - upiera się Wlazeł.

Szefowie firmy PIOT nie cofnęli kary.

- Wtedy pan Wlazeł zaczął wymachiwać legitymacją radnego Rady Miejskiej Pabianic i żądał okazania statutu naszej firmy - opowiada Wiśniewski. - Odmówiłem. Wówczas usłyszałem, że 29 sierpnia pan Wlazeł rozwiąże umowę mojej firmy z MZK w Pabianicach, bo ma takie możliwości.

- To nieprawda. Takiej sytuacji nie było - broni się radny. - Pokazałem legitymację radnego, bo nie miałem dowodu osobistego. Nikogo nie straszyłem. Chodziło mi tylko o to, by dyrektor zwrócił uwagę pracownikom na niegrzeczne zachowanie. Wiem od szefa pabianickiego MZK, że na kontrolerów tej firmy jest mnóstwo skarg.

Ostatecznie Wlazeł zapłacił karę - 77 zł. Skorzystał z 30-procentowej zniżki dla gapowiczów, którzy płacą w ciągu tygodnia.


***
Wiceprzewodniczący Rady Miejskiej dostaje dietę w wysokości 1.082 zł miesięcznie (netto). Od tej kwoty nie płaci podatku. Łukasz Wlazeł w oświadczeniu majątkowym napisał, że w ubiegłym roku jego dochód wyniósł ponad 5.200 zł i ma 10.000 zł oszczędności.