"Ma wyobraźnię i talent, jest pełna energii i pasji" - taką opinię ekspertów ma w Nowym Jorku artystka z Pabianic - Jolanta Góra. To kobieta renesansu. Maluje, tworzy grafiki komputerowe, organizuje wystawy sztuki nowoczesnej. Jej obraz "Visual Dialogue" był częścią prestiżowej wystawy otwartej w rocznicę ataku terrorystycznego na Amerykę. Spośród 4.000 grafik z całego świata wybrano zaledwie 50. Grafiki te zawisły na ścianach Biblioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych.

- To olbrzymi zaszczyt, nawet dla Amerykanów. A co dopiero dla Polki z Pabianic - mówi Jolanta Góra.


Lament o pokój

O Górze mówi artystyczny Nowy Jork. Jest kuratorem antywojennej wystawy w znanej Chelsea Art Museum na Manhattanie. Wystawa nosi tytuł: "The Sonic Self".

- W ten lament o pokój zaangażowałam kilku słynnych artystów wideo, performerów i muzyków - mówi Jola.

Trzonem wystawy są wizje zapisane na taśmach wideo, do których ścieżki dźwiękowe stworzyli modni didżeje. Obrazy i dźwięki powstawały niezależnie. Muzykę do jednego z filmów autorstwa Romeo Alaeffa napisał Moby - gwiazda muzyki elektronicznej.

- Efekt zaskoczył nawet mnie - mówi Jola.

Dodatkową atrakcją są happeningi promujące wystawę.

- Kompozytor dźwięków Kazuo Kawasumi ustawił mikrofony pod każdym ze szklanych schodów w Chelsea Art Museum. Widzowie, wchodząc po schodach, będą sami komponować muzykę - opowiada nasza artystka.


Do Ameryki przez Londyn i Rzym

Jolanta Góra wyjechała z Pabianic w 1984 roku. Do Londynu zaprosił ją gitarzysta i dziennikarz, którego poznała w Poznaniu podczas koncertu rockowej grupy Budgie.

- Ma na imię Phil. Korespondowaliśmy trzy lata, zanim zaprosił mnie i moją siostrę Irenę - opowiada Jola.

W Londynie mieszkała rok.

- Zakochałam się w Philu. To była wielka miłość. Nazywał mnie Różą Wschodu - opowiada. - Niestety, bardziej niż mnie kochał swoją gitarę.

Potem siostry pojechały do Włoch. Zamieszkały w XVIII-wiecznym klasztorze dominikanów. Jola pracowała w amerykańskiej szkole dla upośledzonych dzieci. Gdy po piętach zaczęli im deptać włoscy karabinierzy (kończyła im się wiza), dyrektorka szkoły podjęła szybką decyzję. Jola i Irena jadą do USA.


Ach, to barwne życie!

Góra pracowała w urzędzie imigracyjnym w Nowym Jorku. Miał to być sposób na powrót do Londynu.

- Ale zafascynował mnie świat nowojorskiej bohemy artystycznej - wspomina. - Pokochałam ich barwne życie tak bardzo, że zaczęłam studiować historię sztuki i malarstwo na Uniwersytecie Nowojorskim.

Zamieszkała w artystycznej dzielnicy Nowego Jorku - Soho.

- Miałam tam także pracownię. Malowałam wielkie obrazy: dwa na trzy metry - opowiada. - Aż w pracowni zabrakło miejsca.

Wkrótce z trójką przyjaciół wynajęła szóste piętro hali po olbrzymiej fabryce guzików w Williamsburgu - robotniczej części Brooklinu.

- Jej klimat i zabudowa przypominały Pabianice albo Łódź - opowiada.

Mieli dla siebie ponad 500 metrów podłogi. Zrobili remont - podciągnęli wodę, kupili piece na drewno. Z okna mieli przepiękny widok.

- U naszych stóp rozpościerała się panorama Manhattanu. W święto niepodległości widzieliśmy fajerwerki aż po New Jersey - rozmarza się pabianiczanka.

Z Williamsburga artystów przepędzili młodzi bogaci yuppies.

- Mieszkania w fabrycznych halach stały się krzykiem mody. Ich właściciele szybko zwietrzyli interes i horrendalnie podnieśli czynsz - mówi Jola.


Na gruzach World Trade Center

- W połowie lat dziewięćdziesiątych kupiłam pierwszy komputer. Od tej pory nie wzięłam pędzla do ręki - opowiada.

Grafiki wystawiała w dobrych nowojorskich galeriach. Budziła kontrowersje. Przedstawiała Chrystusa jako kosmitę. Zafascynowana obrazami z Marsa, stworzyła cykl "Misja na Marsa".

- Chciałam pokazać, jak NASA kolonizuje czerwoną planetę - wyjaśnia.

Terrorystyczny atak 11 września był dla niej szokiem.

- Rankiem obudził mnie telefon. Znajomi opowiedzieli, co się stało. Ostrzegli, że jeśli muszę wyjść z domu, mam być ostrożna - wspomina.

Gruzy World Trade Center zobaczyła dwa dni po katastrofie.

- Policja nie wpuszczała tam nikogo. Ja pracuję w miesięczniku NYArts Magazine i miałam przepustkę dla dziennikarzy - wspomina. - To był niewybaczalny błąd. Widok ludzkich szczątków będzie mnie prześladował do końca życia.

W rocznicę tragicznych wydarzeń Biblioteka Kongresu USA w Waszyngtonie była szczelnie wypełniona widzami. Ludzie w skupieniu oglądali 50 najlepszych grafik z całego świata. Grafika Joli wyróżniała się ekspresją.

- Jest próbą oswojenia tamtych wydarzeń - tłumaczy artystka.


Ma swoje pięć minut

Wystawa w Chelsea Art Muzeum otworzyła Joli drogę do sławy.

- Dostałam propozycję, by zostać kuratorem wystawy w Sartorium Galery w Londynie - zdradza swoje plany. - Chcę promować polską sztukę, dlatego zaproszę trzech artystów z Polski.