ad
STOART tropi wszystkich, którzy "na dziko", czyli bez umowy, puszczają muzykę swoim klientom. Agenci STOART-u podsłuchują, co leci w dyskotekach, barach, restauracjach, sklepach, kinach i taksówkach. W ubiegłym tygodniu zjawili się w Pabianicach. Między innymi weszli do salonu sprzedaży okien przy ul. Matejki.

- Zażądali ode mnie wykupienia licencji na publiczne odtwarzanie muzyki - mówi Agnieszka Kopacka z salonu. - Okazuje się, że słuchając radia w biurze łamię prawo.

Za legalne słuchanie muzyki z radia, pani Agnieszka ma zapłacić STOART-owi jednorazową aktywację 50 zł. Potem comiesięczny "haracz" w wysokości 21 zł. Jeśli odmówi współpracy, może być skarżona o odszkodowanie. Dodatkowo grozi jej kara pozbawienia wolności do lat 5.

Podobne groźby STOART wystosował do szefa jednego ze sklepów RTV. Kontroler podsłuchał, że za ladą z radia leciała "zetka". Ponieważ sklep nie jest duży, więc zapropnował umowę - 15 zł za odtwarzanie muzyki przez miesiąc. Właściciel odmówił i wyniósł radio na zaplecze.

- Płacę już abonament radiowo-telewizyjny, to chyba wystarczy - bronił się oburzony. - Poza tym nie ma mowy o publicznym odtwarzaniu. Radio gra dla moich pracowników, a nie po to, by ściągać klientów do sklepu.


***

STOART działa na podstawie przepisów Ministerstwa Kultury i od 1996 r. zarządza prawami autorskimi wykonawców. Za publiczne odtwarzanie utworów, wykonawcy powinni dostawać wynagrodzenie - tantiemy. STOART dba, by kasa popłynęła do piosenkarzy i zespołów muzycznych. Stara się tak, bo dostaje od nich procent.