Uroczysta msza żałobna za Jerzego Radziszewskiego została odprawiona w kościele Trójcy Przenajświętszej na Bugaju. Uczestniczyła w niej najbliższa rodzina: żona, córka, dwóch synów, brat, dalsi krewni, znajomi, przyjaciele. W kościele było ponad 150 osób.
Mszy świętej żałobnej przewodniczył ks. Jerzy Rzepkowski, proboszcz parafii. Wspominał o św. Janie Pawle II. Nie bez powodu. Ulubioną pieśnią papieża Polaka była "Barka".
– Była też ulubioną piosenką pana Jerzego. Dziś nie będziemy śpiewać innych pieśni, "Barką" pożegnamy zmarłego – dodał ksiądz.
Ksiądz Rzepkowski wspominał też o okolicznościach tragicznego w skutkach wypadku, któremu uległ pan Jerzy.
– Był szanowany i lubiany przez wszystkich – mówił ks. Jerzy. – Wychodząc rano do pracy nie spodziewał się, że już do domu nie wróci.
Do strasznego w skutkach zdarzenia doszło 23 grudnia 2014 r. na stacji benzynowej przy ul. Kilińskiego. Tu pracował pan Jerzy. Po godz. 17.00 kierowca dostawczego fiata ducato gwałtownie cofnął, uderzając pana Jerzego, obsługującego dystrybutor.
62-latek trafił do szpitala im. Kopernika w Łodzi. Tam przeszedł kilka operacji. Miał krwiaka mózgu i pęknięte płuco. Lekarze utrzymywali go w śpiączce farmakologicznej. Aby ratować Jerzego, rodzina prosiła o oddawanie krwi. Niemal codziennie do punktu krwiodawstwa w Pabianicach zgłaszały się osoby chętne do oddania krwi. Niestety, pana Jerzego nie udało się uratować.
Sprawą okoliczności tragicznego wypadku zajęła się pabianicka prokuratura. W środę 7 stycznia medycy sądowi przeprowadzili sekcję zwłok. Miała dać odpowiedz na pytanie o przyczynę zgonu pabianiczanina.