Małgorzata Cichocka w małym mieszkaniu przy ulicy Kochanowskiego żyje z dwojgiem dzieci. Nie ma stałego zajęcia, bo nie może go znaleźć. W Urzędzie Pracy figuruje jako bezrobotna. Nie przysługuje jej prawo do zasiłku. Siebie i dwie córeczki utrzymuje jedynie z alimentów i zapomóg z opieki społecznej. Skromne sumy do niedawna dostawała z Urzędu Miejskiego, jako zasiłek mieszkaniowy.

Gdy w październiku Cichocka napisała prośbę o ponowne przyznanie zasiłku, urzędnicy odmówili. Choć jej dochody od dawna nie wzrosły, na pomoc finansową z kasy miasta liczyć nie może. Dlaczego?

– Przyszły do mnie dwie pracownice urzędu. Robiły wywiad środowiskowy, by sprawdzić, jak wygląda moja sytuacja materialna – opowiada Małgorzata Cichocka. – Kilka dni później dostałam pismo, z którego się dowiedziałam, że zasiłku już mi nie dadzą.
Jest załamana. Każda złotówka ma dla niej ogromna wartość. Obie córki chodzą do przedszkola. A za przedszkole trzeba płacić.
– Na szczęście za wyżywienie dziewczynek płaci opieka społeczna, bo mnie nie byłoby na to stać – dodaje.
Jak to się stało, że pabianiczanka wcześniej mogła liczyć na zasiłek mieszkaniowy, a teraz nie?
– Poprzednim razem nie było u mnie komisji z ratusza. Wystarczyło, że dałam zaświadczenie o dochodach, które nie przekraczają wymaganego progu – wyjaśnia Cichocka. – A teraz? Komisja spisała moje meble, rozglądała się po ścianach. Musiałam nawet przez Internet pokazać stan mojego konta bankowego.
Co takiego w domu Cichockiej zobaczyły urzędniczki? Oto fragment pisemnego uzasadnienia, jakie dostała lokatorka z ul. Kochanowskiego:
„W trakcie przeprowadzonego wywiadu środowiskowego ustalono, że mieszkanie jest w trakcie gruntownego remontu. Aktualnie odnawiana jest kuchnia (ściana, podłoga, sufit). Pokój wyposażony jest w nowe meble i płaski telewizor na ścianie. Na podłodze zostały ułożone panele. Wymieniono okna, zamontowano podwieszany sufit z oświetleniem halogenowym i nowe drzwi wewnętrzne. W pokoju leżały paczki, prawdopodobnie z nowymi meblami do kuchni”.
Podczas wizyty urzędniczek Cichocka tłumaczyła, że koszty remontów mieszkania ponosi ojciec jednej z córek.
– Poza tym sprzęt do domu kupiłam dawno temu, gdy jeszcze było mnie na to wszystko stać – dodaje.
W piśmie z Urzędu Miejskiego wytłuszczonym drukiem stwierdzono, że „świadczenia pieniężne przyznawane są osobom o niskich dochodach, znajdujących się w trudnej sytuacji, w celu umożliwienia im zapłaty czynszu oraz innych obciążających je wydatków za zajmowany lokal”.
– Pracownice, które przeprowadzały wywiad u pani Cichockiej, stwierdziły rażącą dysproporcję między tym, co ta pani wykazuje na papierze, a tym, jak urządzone jest jej mieszkanie – twierdzi Anna Antonowicz, naczelnik Wydziału Spraw Lokalowych w Urzędzie Miejskim. – Osobę, która ma tak niskie dochody, nie stać na życie na takim poziomie. Do tego pani Cichocka twierdzi, że sama prowadzi dom. Ale gdy urzędniczki wybrały się do niej na ulicę Kochanowskiego, w mieszkaniu zastały mężczyznę.
Naczelnik Antonowicz zwraca też uwagę, że w oknie mieszkania pani Małgorzaty wisi kartka z informacją o usługach remontowych, jakie świadczy pewien mężczyzna.
– Dlatego wydaje mi się, że pani Cichocka sama nie utrzymuje domu, o czym świadczy choćby telewizor, podłączony Internet i telewizja kablowa – dodaje naczelnik.
3 listopada Cichocka złożyła odwołanie. Napisała w nim, że sporny telewizor ma cztery lata, a mieszkanie komunalne remontuje systematycznie, bo było zdewastowane.
– Muszę co jakiś czas robić remont, bo przecieka dach. Woda leje się po ścianach, pojawia się grzyb – mówi Małgorzata Cichocka.
Odpowiedź pisemną w ciągu miesiąca ma dostać pocztą.