Ciężko ranne i przerażone zwierzę próbowało uciec. Wpadło do rowu pełnego wody. Usiłowało z niego wyjść, ale nie miało już sił. Żółtobrązowy kundel, wielkości owczarka kaukaskiego, kąsał ją bez litości.

Tragedia rozegrała się w środę po południu na polach w pobliżu wsi Potaźnia. Z pomocą sarnie przyszedł Tomasz Wejman, właściciel pobliskiej działki.

- Usłyszałem nieludzkie dźwięki. To był płacz, krzyk cierpiącego dziecka, zwierzęcia... - mówi. - Pobiegłem w tym kierunku.

Mężczyzna zobaczył ogromnego psa pastwiącego się nad sarną.

- Zjadał ją żywcem - mówi wstrząśnięty. - Złapałem kij i odgoniłem go. Odszedł, ale wrócił po chwili. Stał i się przyglądał. Nie wyglądał na bezpańskie zwierzę.

Pan Tomasz przez kilkanaście minut szukał pomocy dla sarny.

- W końcu dodzwoniłem się do leśniczego Bogdana Kolasińskiego - opowiada. - Szybko przyjechał.

- To był straszny widok - mówi leśniczy. - Sarna płakała. A z jej ogromnych oczu wyzierał smutek i ból...

Leśniczy próbował ratować sarnę. Wsadził ją do samochodu i pojechał do weterynarza. Na ratunek było jednak za późno. Dojeżdżał do lecznicy przy ul. Traugutta, kiedy zauważył, że sarna przestała się ruszać.

- Miała może trzy lata, była kotna. W czerwcu przyszłyby na świat dwa małe koziołki - mówi leśniczy.

Psy biegające bez nadzoru po polach i rydzyńskim lesie to prawdziwa plaga.

- Atakują zające, sarny, bażanty, wyjadają jaja ptaków, które gniazdują w trawach - mówi leśniczy.

Teraz spore połacie łąk w pobliżu lasu są puste. Zwierzęta wyniosły się w głąb lasu lub na inne tereny dalej od miasta.

- Chciałbym przypomnieć pabianiczanom, że polskie prawo zabrania puszczania psa samopas w lesie. Jeśli już wybieramy się z psem na spacer, to trzymajmy go na smyczy i to zarówno ratlerka, jak i rottweilera. Wszystkie psy mają instynkt łowiecki, nawet te dobrze nakarmione.