Jesienią wybieraliśmy posłów i senatorów. Fryzjer z Narutowicza Rafał Szkudlarek oddał swój głos na kolegę Marka Gryglewskiego, który walczył o mandat posła ze Zjednoczonej Lewicy.
 
- Dlatego bardzo się zdziwiłem, gdy okazało się, że w naszej komisji obwodowej w sali ZNP przy Kilińskiego nie dostał ani jednego głosu. Dzień po wyborach poszliśmy z żoną zobaczyć, ile w sumie Marek dostał głosów w naszym obwodzie. Obok jego nazwiska było zero – opowiada Szkudlarek. - A my całą rodziną oddaliśmy na niego trzy głosy.
 
Gryglewski dostał w sumie 2.313 głosów. Posłem nie został, ale w każdej pabianickiej komisji obwodowej miał od 13 do 73 głosów. Tylko w komisji obwodowej nr 20 przy Kilińskiego 8 nie ma wpisanego ani jednego głosu. Tak wynika w protokołu komisji.
 
Skargę do Sądu Najwyższego na piśmie złożył Szkudlarek.
 
- Miałem nadzieję, że głosy zostaną przeliczone jeszcze raz. Ale tak się nie stało – mówi pan Rafał. - Dostałem tylko pismo, że uznają nasze trzy głosy, więc zostaną doliczone. A może więcej było takich głosów jak nasze? Komu je przypisano?
 
Niedoliczenie tych głosów oddanych na kandydata do Sejmu jest naruszeniem art. 228 $1 pkt 8 Kodeksu wyborczego. Jednak w uzasadnieniu wyroku sędzia napisał: „Należy jednak mieć na względzie, że na listy Komitetu Wyborczego nr 6 oddano łącznie w skali kraju 1.147.102 głosy (…) i nie uczestniczył w podziale mandatów”.
 
- Mnie taka decyzja sądu nie satysfakcjonuje – mówi Szkudlarek. - Ale jest to nauczka dla wszystkich, a przede wszystkim dla przewodniczącego komisji obwodowej.