– Na marzenia nigdy nie jest za późno – mówi pabianiczanka. – Zaryzykowałam i od ponad roku maluję, kuję w metalu i szlifuję. Żeby kobiety poczuły się piękne.
Antonina kilka lat pracowała w dużej firmie jako informatyk.
– Siedziałam w wielkiej sali z ponad 100 pracownikami – opowiada. – Z kilkoma dziewczynami zaczęłyśmy robić biżuterię. Wymieniać się pomysłami. Spodobało mi się. Zaczęłam myśleć, żeby poświęcić się tylko temu. Nie chciałam być jedynie trybikiem w korporacji, a zacząć tworzyć, spełniać się.
Starania o dotację z Unii Europejskiej na otwarcie firmy nie powiodły się. To jednak nie zniechęciło operatywnej dziewczyny.
– Nie zrezygnowałam – mówi. – Zaczęłam na minusie, wspierał mnie narzeczony Tomek, pomagali znajomi.
Zarejestrowała firmę w kwietniu ubiegłego roku, sama prowadzi księgowość, biega po urzędach, dba o zaopatrzenie, zdobywa rynek, walczy o klientów. Przydało się też doświadczenie informatyczne. Antonina zrobiła stronę internetową: www.artefaktoria.pl, na której można obejrzeć i kupić jej cudeńka.
Skąd pomysły na biżuterię?
– W uszy można włożyć bardzo dużo rzeczy – zapewnia pabianiczanka. – Inspiracją może być zatem wszystko, nawet architektura. Na moich kolczykach i wisiorkach są motywy liści, kwiatów. Ostatnio motyli. Zdobić może wszystko.
Polubiła też drewno. Zaczęło się od robienia dekoracji decoupage.
– Przerzuciłam tę technikę na biżuterię – dodaje. – Zawsze jednak dodaję coś od siebie, domalowuję drobne elementy.
Nigdy nie zrobiła dwóch tych samych rzeczy.
– To moja zasada, której uparcie się trzymam – zapewnia. – To wymaga ode mnie dużo pracy i pomysłowości, ale inspiracji mi nie brakuje.
Antonina robi też biżuterię na zamówienie. Dobiera ją do stylu, strojów, kształtu twarzy i osobowości kobiety.
– To trochę praca stylisty – mówi. – Cieszę się, jak komuś się spodoba efekt końcowy, wraca i zamawia kolejne rzeczy, poleca mnie innym.
Gdy kupuje kamienie, czasem od razu ma na nie pomysł. Zdarza się jednak, że rysuje projekty i chowa do szuflady.
– Przyjdzie na nie czas później, gdy będę miała pracownię z prawdziwego zdarzenia, z palnikami, szlifierką i kowadłem – mówi.
Antonina pracowała z takimi narzędziami podczas kursu projektowania biżuterii. Pod okiem złotników uczyła się, jak klepać, kuć i lutować różne metale, jak z kawałka srebra czy miedzi zrobić miniaturowe dzieło sztuki.
– Taki warsztat jest moim marzeniem i kolejnym celem – dodaje.
Sam decoupage jest czasochłonną techniką. Wykonanie choćby pary kolczyków to żmudna praca.
– Maluję, naklejam, lakieruję, a każda warstwa musi wyschnąć – opowiada pabianiczanka. – To trwa nawet dwa tygodnie.
A „konkurencja” nie śpi.
– Rynek zalewa plastik i chińskie wyroby – dodaje.
Antonina również maluje. Talent i zapał odziedziczyła po dziadku.
– Zapach terpentyny i farb czułam już od drzwi, gdy przychodziliśmy do dziadków – opowiada. – Fascynowały mnie obrazy stojące na sztalugach i szkice rozrzucone na biurku. Dostawałam wtedy kredki i rysowałam. Nigdy nie chodziłam jednak na dodatkowe lekcje malarstwa. Wszystko chowałam do szuflady. Czas tę szufladę otworzyć.