ad

- Było wspaniale, ludowo i odświętnie – mówi Maria Wrzos-Meus, dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury. - Dziękujemy za piękny rytuał wspierający nasze dziedzictwo narodowe, a szczególnie ludowo-lokalne.

Co to za tradycja? Jak podaje portal naludowo.pl, w wielu częściach Polski w poniedziałek wielkanocny chodzono z kogutem, zwanym także kurkiem dyngusowym. Początkowo kolędowano z żywym kogutem, potem z wypchanym, glinianym lub drewnianym, którego umieszczano w czerwonym wózeczku. Wózek był bogato zdobiony wstęgami, błyskotkami, a czasem nawet kręcącymi się małymi laleczkami w strojach regionalnych. Chłopców, którzy ciągnęli wózek, nazywano kurcarzami. Chodzili po wsi śpiewając  i wszczynając wielki hałas klekotami (bociany kurcarskie).

Uposażeni byli również w sikawki na wodę oraz w żmijki dyngusowe zakończone ostrym szpikulcem, którym straszono dziewczęta.

Obchody miały charakter zalotów, a nawet konkurów. Kiedy któryś chłopiec z kurcarzy spodobał się córce z gospodarstwa, otrzymywał jajka z jej rąk. Oznaczało to iż, dziewczynie spodobał się zalotnik. Jeśli bardzo wpadł jej w oko, otrzymywał pisankę.

Tak połączone pary miały żyć długo i szczęśliwie z gromadką zdrowych dzieci. Kogut jest bowiem symbolem siły, urody, męskości i płodności.