Pięć lat temu zaczęła biegać dla siebie. Nie wiedziała, że stanie się to jej pasją. Biegała po osiedlu razem z siostrą. Na początku po około pół godziny trzy razy w tygodniu. Obie wytrwały do maja 2009 r.

- Traktowałyśmy to luźno. Jak była brzydka pogoda, to nam się nie chciało. Szukałyśmy sobie wymówek. Dziś coś takiego w moim przypadku byłoby niemożliwe – opowiada.

Za wytrwałość w realizacji postanowienia Milena kupiła siostrze prezent, skarpetki. Zaraz potem zapał dziewczynie przeszedł i Milena Grabska-Grzegorczyk z bieganiem została sama.

Teraz biega cztery razy w tygodniu. Treningi są określone, czyli wolne i szybkie. Niedzielny trwa od dwóch do trzech godzin. Biega truchtem od 20 do 25 kilometrów. W tygodniu robi treningi szybkie lub interwał.

- To jest trening zmienny, czyli raz szybki bieg, raz trucht. Do tego po pokonaniu pewnych odcinków robi się dobieg na start, czyli maksymalne przyspieszenie – tłumaczy Grabska- Grzegorczyk.

Najczęściej trenuje na stadionie Włókniarza. Czasem jeżdżi do innych miast, miejscowości, czy do lasu. Dwa razy w tygodniu chodzi na fitness.

Latem treningi łączy z wypoczynkiem. A na koniec bierze udział w biegu. Tak było w te wakacje. Milena z mężem, Bartoszem Grzegorczykiem i ze znajomymi pojechała na tydzień w Tatry. Najpierw biegali po górach, a potem był start. Był to bieg na 100 kilometrów.

- Tak wyglądają nasze wakacje, bo my tak odpoczywamy. Robimy to, co kochamy. Inaczej odpoczywać będziemy na emeryturze – twierdzi Milena.

Michała Pawlaka do biegania namówił wujo, Marek Pawlak. Było to w 2008 roku.

- Zaproponował mi, żebym wziął udział w półmaratonie w Łodzi. Od razu zacząłem trenować na poważnie, bo czasu było niewiele – twierdzi Michał.

Przygotowywał się trzy tygodnie. Początkowo biegał po około 3 kilometry dziennie.

- Zrobiłem bardzo dobry czas, bo dwie godziny dwie minuty. Jak na debiut, to naprawdę super wynik – twierdzi.

Potem biegał na 10-15 kilometrów. Pierwszy maraton pobiegł we Wrocławiu we wrześniu 2010 r. Od tego czasu zaczął biegać regularnie. Zdobył Koronę Maratonów Polskich: Wrocław, Dębno, Kraków, Warszawa i Poznań.

Sukcesów ma niewiele. Najlepiej poszedł mu bieg „24 godziny na zamknięcie stadionu w Kaliszu”.

- Ten bieg to była mordęga, bo biegaliśmy w kółko po stadionie ponad 100 kilometrów. Trzeba mieć silną psychikę, żeby coś takiego przebiec – twierdzi.

Ostatni jego sukces to czwarte miejsce w biegu „12 h z Koroną” na Lewitynie.

Pawlak jest współzałożycielem Klubu Biegacza „Korona Pabianice”. Jest w nim ponad 30 członków. Razem wyjeżdżają na starty. Na długie biegi chętnych jest niewielu, ale na maratony i półmaratony jeździ po kilkunastu pabianiczan.