ad

- Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem - opowiada Jakub Masiuk, który wystartował w Iron Manie we Frankfurcie. 

Bieg był w niedzielę. Temperatura powietrza sięgała 38 stopni, przy asfalcie było jeszcze bardziej gorąco. W tak nieludzkich warunkach pabianiczanin zdecydował się przepłynąć 3,8 km, przejechać na rowerze 180 km i przebiec maraton.

- Zdarzył mi się mały wypadek podczas trasy rowerowej. Jeden z uczestników w strefie żywieniowej zajechał mi drogę i wylądowałem na asfalcie. Trochę się poobdzierałem, ale dało się jechać dalej - relacjonuje. 

Dla naszego zawodnika najgorszy był maraton. 

- Warunki były iście piekielne. 75 procent trasy była nasłoneczniona, nie było możliwości schowania się w cieniu. Do tego, jak to w mieście, powietrze stało w miejscu. Trudno było oddychać - opowiada. 

Z 3.064 osób zgłoszonych do zawodów, do mety nie dotarło blisko 1.000. Część nie wystartowała, inni zeszli z trasy. 

- Widziałem wiele osób, które leżały na poboczu, na trasie rowerowej i czekało na pomoc, karetki kursowały dość często. Na biegu jeszcze gorzej, co 3 km był namiot, gdzie służby medyczne pomagały potrzebującym osobom, duża część leżała pod kroplówkami - tłumaczy. 

Masiuk dotarł do mety. Zajęło mu to 13 h 49 minut.

- Nie jestem zachwycony z wyniku, ale cieszę się, że w ogóle podołałem i ukończyłem zawody - podsumowuje.