Dla amerykańskiego szkoleniowca była to już siódma wizyta w Polsce. W Pabianicach przemawiał w sali konferencyjnej hotelu „Włókniarz”.

- Czy chcecie przejść z poziomu zawodnika dobrego do wybitnego? Jaki jest wasz etos pracy? – dopytywał dziarski staruszek pabianickie koszykarki i ich kolegów z drużyn młodzieżowych PKK’99. – Jeżeli przekroczysz linię boiska, twoje myśli powinny skupić się tylko na treningu i grze. Nic nie może cię rozpraszać.

Jako przykład własnej dekoncentracji podał mecz z Boston Celtics w słynnej Boston Garden. Naprzeciw jego drużyny stanęła legendarna ekipa „Celtów” ze słynnym Larrym Birdem na czele.

- Byłem młodym trenerem. Te wszystkie światła, banery, sławy dookoła mnie sprawiły, że nie mogłem skupić się na meczu – opowiadał. – Moje rozproszenie bardzo źle działało na drużynę.

Helm tłumaczył zawodnikom, że ciężką pracą można dojść do wielkich sukcesów. Przykład to DaShawn Leonard z Toronto Raptors.

- Chłopak chciał wygrać turniej rzutów za trzy podczas Meczu Gwiazd. Po każdym treningu, a są dwa lub trzy treningi dziennie, zostawał i oddawał po 300 rzutów. Wykonał tytaniczną pracę. Po Meczu Gwiazd wrócił z czekiem na 25 tysięcy dolarów dla zwycięzcy. Po prostu zdeklasował konkurencję – wspominał Helm. – A wiecie, że w liceum trener powiedział Michaelowi Jordanowi, że nie jest i nie będzie wystarczająco dobry, by grać w koszykówkę? Spójrzcie, jaką Michael wykonał pracę, by dostać się na szczyt.

Helm w swojej pracy wyznawał jedną zasadę: „jeśli podejmujesz się jakiegoś zadania – musisz je dokończyć”. Podczas pierwszego roku pracy w NBA, jako asystent Wilkensa w Seattle Supersonics, na dwa miesiące przed końcem kontraktu dowiedział się, że pierwszy trener rezygnuje z posady, a on po wypełnieniu umowy straci pracę.

- Przeniosłem się do Seattle z żoną i siódemką dzieci. Mogłem jechać na dwumiesięczne wakacje, bo i tak Sonics by mi zapłacili. Ale przez dwa miesiące codziennie oglądałem po kilka godzin mecze NBA i miałem rozpisaną grę wszystkich drużyn z ligi – opowiadał Helm. – Wilkens to docenił i rok później, gdy podpisał kontrakt z Cleveland Cavaliers, pierwszą rzeczą jaką zrobił, był telefon do mnie. Mianował mnie swoim asystentem.

Helm był prawą ręką legendarnego trenera. Wilkens miał kilku asystentów, ale podczas spotkań swoje uwagi przekazywali oni Helmowi, a ten decydował, które z nich mają dotrzeć do uszu pierwszego trenera.

- Każdego poranka siadałem z Lenny’m i przez pół godziny przygotowywaliśmy plan treningu. Potem omawiałem go z asystentami, na końcu z koszykarzami. W NBA ważna jest każda minuta treningu. Koszykarze muszą dokładnie wiedzieć, co mają robić – mówi Helm. – Musiałem się rozliczać z każdej minuty, którą koszykarze spędzali na parkiecie.

Helm w NBA pracował 30 lat. Mówi, że większość graczy miała talent i zadowalała się tym. Pracować chcieli nieliczni.

- NBA było jak piękny sen – przyznaje. – Tutaj byli sami świetni koszykarze.

Szkoleniowiec przemawiał do młodzieży niemal półtorej godziny. Na koniec otrzymał od prezesa PKK’99 Cezarego Marciniaka koszulkę klubu z Pabianic. Po wykładzie chętnie pozował do zdjęć z adeptami basketu. Wymienił także szczegółowe uwagi z trenerem PKK’99 Wiesławem Winckiem.

***

78-letni Dick Helm w liczbach:

2 – tyle razy prowadził drużyny w All Stars Game (Meczu Gwiazd)

5 – w tylu klubach NBA pracował (Seattle Supersonics, Clevland Cavaliers, Atlanta Hawks, Toronto Raptors, New York Kincks)

7 – tyle ma dzieci

11 – tyle razy grał w play-off w NBA

17 – tylu dochował się wnucząt

30 – tyle lat pracował w klubach NBA

56 – od tylu lat jest żonaty