Włókniarz Pabianice – KS Paradyż 2:8 (2:3)

Bramki: 0:1 – Marcin Rutkowski 3. min (bramka samobójcza), 0:2 – Mariusz Koćmin 20. min, 0:3 – Marcin Mirecki 27. min, 1:3 – Adrian Usiak 36. min, 2:3 – Grzegorz Gorący 39. min, 2:4 – Adrian Aleksandrowicz 47. min, 2:5 – Mariusz Koćmin 49. min, 2:6 – Michał Zieliński 85. min, 2:7 – Łukasz Grzybek 88. min, 2:8 – Jarosław Baran (90+2 min)

 

Podopieczni Piotra Grąckiego ponieśli totalną klęskę, ulegając aż 2:8! Długo zajęło szukanie poprzedniego ligowego starcia, w którym „zieloni” przegrali co najmniej sześcioma bramkami. Znaleźliśmy takie dopiero cofając się niemal 6 lat wstecz, kiedy spadający z hukiem z IV-ligi Włókniarz przegrał 30 maja 2007 roku 1:8 z Górnikiem Łęczyca. W tamtym sezonie jednak takie wyniki, szczególnie wiosną, były na porządku dziennym (wcześniej 0:6 z Wartą Sieradz, dwa razy 0:6 z GKS-em II Bełchatów, 0:8 z Włókniarzem Konstantynów czy 0:8 z Woyem Opoczno). Tamtych porażek na własnej skórze doświadczyli m.in. Piotr Urbaniak czy obecny trener – Piotr Grącki.

Jeśli jesteśmy już przy szkoleniowcu, to przed meczem z liderem miał on twardy orzech do zgryzienia. Okazało się bowiem, że złamany palec po ostatnim meczu z Wartą Działoszyn ma rewelacyjny wiosną w bramce Konrad Kubasiewicz. Jedynym zdrowym, trenującym w klubie bramkarzem pozostał więc niespełna 18-letni Michał Szczegodziński, który od razu został rzucony na głęboką wodę. Na środku obrony w wyjściowym składzie zameldował się zaś inny debiutant, rówieśnik Szczegodzińskiego – Robert Piotrowski . Na ławce rezerwowych znalazło się zaś trzech piłkarzy… narzekających na niedoleczone urazy.

Samo spotkanie także zaczęło się chyba najgorzej jak to możliwe. Już po 180 sekundach po dośrodkowaniu z prawej strony nieszczęśliwie interweniujący Marcin Rutkowski skierował piłkę do własnej bramki. Nieco ponad kwadrans później na 2:0 głową podwyższył Koćmin. Chwilę później boisko musiał opuścić… kontuzjowany Rutkowski, którego z konieczności zastąpił wciąż nie do końca zdrowy Ciszewski. Jakby tego było mało, po kolejnych 120 sekundach bezlitośni rywale zadali 3 cios, notabene nie byle jakiej urody. Znany doskonale na IV-ligowych boiskach Marcin Mirecki przebiegł z piłką niemal pół boiska, mijając po drodze kilku próbujących mu przeszkadzać rywali jak tyczki, a na koniec efektownym lobem wrzucił piłkę za kołnierz Szczegodzińskiemu. Sam Mirecki musi miło wspominać mecze z Włókniarzem. Jesienią strzelił nam 2 gole, a w poprzednim sezonie, grając jeszcze w barwach Woy-a Bukowiec Opoczyński, strzelił nam w sumie 3 bramki w 2 meczach.

Mając trzybramkowe prowadzenie rywale wyraźnie spasowali, co niespodziewanie wykorzystali nasi zawodnicy. Już po nieco ponad pół godzinie gry z najbliższej odległości fatalnie spudłował Gorący, posyłając piłkę wysoko nad poprzeczką. „Grzenia” zrehabilitował się jednak osiem minut później, precyzyjnie dośrodkowując na głowę Usiaka, który z bliska umieścił piłkę w siatce. Rywale jeszcze nie ochłonęli po pierwszej bramce, a już stracili drugą. Kapitalne prostopadłe podanie Ireneusza Grąckiego pewnie wykorzystał sam Gorący i zrobiło się 2:3.

Na przerwę nasi schodzili więc pełni nadziei. Jak szybko minęła jednak przerwa, tak szybko rywale wybili nam z głowy plany na korzystny wynik. Cztery minuty po wznowieniu było już bowiem 2:5. Najpierw do siatki trafił Adrian Aleksandrowicz, a chwilę później podwyższył Koćmin.

Ponownie mający trzybramkowe prowadzenie rywale znów się cofnęli, tym razem jednak mądrze nie dopuszczali piłkarzy Włókniarza w okolice swojego pola karnego. W efekcie senna gra trwała przez kolejne 35 minut, kiedy znudzeni rywale postanowili dobić rozbitych „zielonych”. Sygnał do ataku dał w 85. min Zieliński, podwyższając na 2:6 z rzutu wolnego. Na wsparcie partnerów nie musiał długo czekać. Trzy minuty później kolejną bramkę zdobył Łukasz Grzybek, a już w doliczonym czasie gry na 2:8 podwyższył Jarosław Baran.

 

Włókniarz: Szczegodziński - Klimek, Rutkowski (25. min, Ciszewski), Piotrowski, Stępiński (55. min, Sulima) - Gorący, Janasiak, I. Grącki, Usiak - Olszewski (89. min, Urbaniak), Bogdan.
Żółte kartki: I. Grącki, Ciszewski, Usiak.

W weekend „zieloni” mają wolne i mogą dopisać sobie trzy punkty bez walki za mecz z wycofanym Sorento Zadębie Skierniewice. Kolejny mecz dopiero w kolejną sobotę o godz. 17.00 na stadionie przy ul. Grota-Roweckiego. Rywalem będzie Mazovia Rawa Mazowiecka. Miejmy nadzieję, że po 10 dniach od lania z Paradyżem „zieloni” pokażą się z całkiem innej strony.