Chcesz poznać więcej niesamowitych faktów na temat zapylaczy i dowiedzieć się więcej o ich ciężkiej pracy? 

8 sierpnia w ponad 50 placówkach przyrodniczych na terenie całej Polski już po raz trzeci odbędzie się Wielki Dzień Pszczół. Tego dnia będzie można dowiedzieć się więcej na temat pszczołowatych oraz tego, co na co dzień możemy robić, aby je chronić. W województwie łódzkim Wielki Dzień Pszczół świętuje Ogród Botaniczny w Łodzi oraz Zespół Parków Krajobrazowych Województwa Łódzkiego. Na zwiedzających czeka szereg atrakcji – edukacyjne gry o zasadach przyjaciół pszczół, quizy, warsztaty z sadzenia roślin i budowania domków dla pszczół dziko żyjących czy spotkanie z pszczelarzem.

Do Ogrodu Botanicznego wejdziemy w sobotę bezpłatnie. Na zwiedzających czekać będzie wiele atrakcji : budowanie domków dla pszczół, sadzenie cebulek kwiatów, degustacja różnych rodzajów miodów, wizyta pszczelarza (prezentacja jego zawodu i produktów pszczelich), warsztaty z przygotowywania naturalnych środków ochrony i pielęgnacji roślin oraz gry i zabawy edukacyjne dla dzieci, związane z tematyka pszczołowatych.

Impreza odbywać się będzie w specjalnie przygotowanych na ten dzień namiotach ustawionych przy Skansenie Roślinnym Ogrodu Botanicznego w godz. 10.00- 17.00.
 

W Pabianickim Związku Pszczelarzy jest 39 pszczelarzy, w tym 7 pań. Nowym prezesem koła od zeszłego roku jest Andrzej Piotrowicz. 

- 35 uli mam w Rydzynach – wylicza 49-letni pszczelarz.

Pszczelarstwem zajmuje się od 13 lat.

- Miałem 12 lat, gdy wujo Marian, brat ojca zaraził mnie pszczelarstwem. Potem wiele lat nie miałam nic wspólnego z pszczołami. Ale wróciłem do pszczelarstwa – opowiada pan Andrzej. - W tym roku nie ma dużo miodu, bo w okolicy sąsiedzi powycinali akacje.

Z jednego ula wybrał średnio 14 litrów miodu.

Od roku szefem wojewódzkiego Związku Pszczelarzy jest Bartosz Piotrowski – pszczelarz z Ksawerowa, który pasiekę ma w Tuszynie.

27 uli w Rydzynach ma pabianiczanin Marian Dychto.

- Na początku wiosny było 48, ale zlikwidowałem, bo to sporo pracy dla jednej osoby – mówi pszczelarz, który w branży jest od 45 lat.

Właśnie zakończył wybieranie miodu lipowego.

- Czekam jeszcze na spadziowy. Sporo było akacjowego i rzepakowego. Rocznie z ula jest do 20 litrów miodu – wylicza.

Rekord padł w jego pasiece w 1991 roku.

- Miałem wtedy z jednego ula 48 litrów – wspomina. - Dziś to już niemożliwe, bo rolnicy mało sieją, więc mało roślin kwitnie w okolicy.

Na pytanie, czy brakuje miodu, zaprzecza.

- Nie brakuje miodu. Pszczoły mają się dobrze – zapewnia. - Jest takie powiedzenie, że gdy zginie ostatnia pszczoła, to w ciągu 4 lat wyginą wszyscy ludzie. Nam to nie grozi.

Ale zdarza się, że potrafi zginąć cała pasieka.

- Dwóch kolegów straciło tego roku pszczoły. Ale mają pasieki poza Pabianicami – przyznaje pan Marian.

W Łodzi pszczoły spadły na spód ula po serii huków.

- Gdy są w kuli, to w zimie przeżyją nawet 80-stopniowy mróz, jeśli mają co jeść. Ale gdy się rozejdą i jest zimno, to nie mają siły, by się znów zbić w kulę. I wyginął cały rój – wyjaśnia.

Pszczoły zebrane w kokon w ulu utrzymują temperaturę 19-20 stopni Celsjusza, gdy na zewnątrz jest tylko 7-8 stopni. To dla nich za mało, żeby przeżyć. W ulu mieszka od 50.000 do 70.000 pszczół. Mają jedną królową. W tym roku nosi niebieską kropkę. W przyszłym będzie miała białą.

- Królowa co roku dostaje inny kolor. To nomenklatura międzynarodowa. Gdyby ktoś znalazł rój z królową z kropką w kolorze zielonym, to pochodziłaby z 2014 roku – wyjaśnia.

Królowa żyje maksymalnie 5 lat. Dziennie składa 2.200 jaj, z których lęgną się pszczoły. Matka jest najbardziej produktywna przez pierwsze trzy, cztery lata. Dlatego w pewnym momencie pszczoły zaczynają hodować nową królową matkę. Wtedy w ulu powstaje matecznik.

Pan Marian pszczelarstwem zaraził się od teścia Władysława Oberle, który pasiekę miał w Pawłówku, a potem w Świerczynie. Swoje ule ustawił w Rydzynach.

- Tu jest mikroklimat. Nie ma przemysłu. Pszczoła, jeśli trafi na opryski, to zginie. Do ula chemii nie przyniesie – wyjaśnia. 

32-letni Marcin Krawczyk z okolic ulicy Miodowej pszczelarzem został dopiero w tym roku.

- Mam książki, dużo informacji jest w internecie. Trzeba się wszystkiego nauczyć. W tym roku kupiłem dwa ule wielkopolskie i dwie rodziny – wyjaśnia.

Pszczelarstwo poznał dzięki dziadkowi Witoldowi, który miał od 5 do 10 uli.

- Mam te stare ule typu warszawskiego, ale wolałem kupić nowe. W tym roku miodu jeszcze nie będzie, a wybierać będę dopiero w przyszłym. Cały czas dokarmiam pszczoły syropem z cukrem i z czterech kratek rój rozrósł się już do dziesięciu – tłumaczy.

Skąd taki pomysł?

- Traktuję to jako hobby, ale chcę też mieć swój miód dla dzieci – dodaje.

Do ula zaglądają już jego synowie - 7-letni Piotruś i prawie 4-letni Szymuś.

- Gdy pierwszy raz poszli oglądać pszczoły, szukali królowej. Piotruś był bardzo zawiedziony, że nie ma korony – mówi tata Marcin. - Pszczół zbyt dużo przy domu nie ma. Przylatywały tylko na jeżynę i koniczynę, gdy kwitły.

Do związku pszczelarzy Krawczyk już się zapisał.