Po wojnie zamiast demokracji mieliśmy w Pabianicach… plac Demokracji. W połowie 1946 roku rządzący miastem komuniści postanowili nie przywracać największemu placowi w Pabianicach żadnej z jego dawnych nazw. Z murów kamienic zniknęły tylko okupacyjne napisy: „Alter Ring”. Plac przy ulicy Warszawskiej, przez wieki nazywany Starym Rynkiem, a w okresie międzywojennym – placem generała Dąbrowskiego, władze miasta zaczęły nazywać „placem Demokracji”.

Dziś nie sposób ustalić, kto (imiennie) nakazał zmianę nazwy oraz czy zrobił to legalnie, czy bezprawnie. Tak czy owak w urzędowych dokumentach władz Pabianic coraz częściej pojawiał się „plac Demokracji”. W marcu 1948 roku po raz pierwszy nazwy tej użyła prasa. „Głos Pabianic” – dziennik Polskiej Partii Robotniczej, doniósł, iż Zarząd Miejski podwyższył czynsze za mieszkania komunalne w domach przy ulicach: Berlinga, Bohaterów, Chłodnej, Armii Czerwonej, Gwardii Ludowej, Karniszewskiej, Kilińskiego, Konopnickiej i Kościuszki oraz przy placu Demokracji. Domy te zaliczono do tzw. pierwszej strefy, gdzie za metr kwadratowy podłogi lokator musiał płacić najdrożej - 30 zł miesięcznie (poza centrum płacił 16-25 zł).

Kilka dni później na tablicy w wydziale zatrudnienia wywieszono ogłoszenie Państwowych Zakładów Przemysłu Bawełnianego w Pabianicach. Fabryka poszukiwała „majstrów przędzalniczych na maszyny obrączkowe”. Każdy majster, który się zgłosi do pracy, „ma zapewnione mieszkanie” – zachęcała dyrekcja PZPB. Chętni mogli przychodzić do Wydziału Personalnego przy placu Demokracji 22. Tłumu tam nie widziano.

Tymczasem na przykościelnym placu wciąż kwitł handel ziemniakami, zbożem, cebulą, kaszą, twarogiem, mlekiem, kurami i jabłkami. O zmianie nazwy targowiska długo nie wiedzieli ani handlujący raz w tygodniu okoliczni chłopi, ani kupujący od nich „miastowi”.

I jedni, i drudzy po dawnemu spotykali się w piątki na Starym Rynku. Jedynie prywatny restaurator Kazimierz Zieliński i fryzjer Józef Kurczewski, którzy prowadzili interesy w pobliskich kamienicach, dostali urzędowe zawiadomienia, że na szyldzie lub w oknie zakładu musi być napis: „plac Demokracji”.

Worki z kartoflami, chłopskie furmanki, pokątny handel wódką i awanturujący się handlarze na placu Demokracji były powodem zmartwień władz. Zarząd Miejski marzył, by Stary Rynek stał się „Placem Czerwonym” Pabianic – z wiecznie płonącym zniczem ku chwale bohaterów walki i pracy, popiersiami rewolucjonistów oraz pomnikiem wodza ludzkości - Stalina. Kilkakrotnie próbowano przegonić stąd handlarzy, ale zaraz po odjeździe milicjantów, furmanki wracały.

 

I ormowcy i sportowcy…

Stalinowcom plac Demokracji służył głównie do urządzania „spędów”. Najlepiej takich z partyjnymi sztandarami, Międzynarodówką i przemówieniami towarzyszy sekretarzy. W październiku 1948 roku władze miasta wyprawiły tutaj „Święto Milicji Obywatelskiej”. Dziennik „Głos Pabianic” pisał: „O godzinie 13.00 odbyła się zbiórka partii politycznych, organizacji społecznych, młodzieżowych i społeczeństwa przed Komisariatem MO, skąd pomaszerowano ulicami na plac Demokracji. Przy płonącym zniczu odbył się tam apel poległych milicjantów powiatu łaskiego. Po apelu przemaszerowano z powrotem przed Komisariat MO, gdzie rozwiązano pochód”.

Plac Demokracji służył też jako meta najważniejszego „święta” klasy robotniczej – 1 Maja. „10-tysięczny pochód ludzi pracy niosących sztandary i transparenty z aktualnymi hasłami, zamknięty oddziałem Ochotniczych Rezerw Milicji Obywatelskiej, przeszedł ulicami: Warszawską, Bożniczną, Piotra Skargi i Sobieskiego – na plac Demokracji, gdzie nastąpiły przemówienia. Całe miasto było udekorowane kwiatami, dywanami i czerwonymi flagami” - w maju 1949 roku relacjonowała prasa.

„W imieniu klasy robotniczej Pabianic zagaił wiec towarzysz Dąbrowski, wiceprzewodniczący Związków Zawodowych. Podkreślił on solidarność klasy robotniczej Polski, innych państw demokracji ludowej i Związku Radzieckiego z walczącymi wciąż o swe prawa robotnikami państw kapitalistycznych. Pierwszy sekretarz KW Polskiej Partii Robotniczej tow. Minor, powitawszy zgromadzonych robotników, chłopów, pracującą inteligencję, a zwłaszcza kwiat i nadzieję narodu – młodzież, stwierdził z naciskiem, że nadszedł czas połączenia całego narodu  polskiego dla naczelnego zadania, czyli budowy Polski Ludowej” – kontynuował „Głos Pabianic”.

 Nazajutrz z placu Demokracji miał wystartować Bieg Narodowy na przełaj.

Nieletni pabianiczanie biegiem pokonywali dystans 1 km, a dorośli – 2 km. Nagrodą główną był album z fotografiami towarzysza Józefa Stalina. „Zgłoszenia do Biegu Narodowego przyjmuje obywatel Rządziński w Wydziale Aprowizacji, Garncarska 7” – pisała prasa.

 

Po jabłka marsz, marsz, marsz…

Aby podnieść tężyznę fizyczną pabianiczan, partia organizowała „Marsze Jesienne”. Rankiem marsze te wyruszały na trasy z miejsca zbiórki piechurów - placu Demokracji. „Zgłoszono udział 92 drużyn, to jest około tysiąca osób. W tej liczbie wystąpi 29 drużyn żeńskich, startujących na dystansie 3 km, 25 drużyn męskich i żeńskich dziesięcioosobowych, startujących na dystansie 5 km oraz 38 drużyn męskich, startujących na dystansie 10 km” – pisał „Głos Pabianic”.

Trasa wiodła przez Park Słowackiego, następnie ulicami Armii Czerwonej i Żukowa do parku Wolności. Ostatnim etapem marszu była szosa do Chechła. Trasa Marszów Jesiennych przebiega autostradą w kierunku Łasku” – relacjonował „Głos Pabianic”.

Gazeta apelowała do zamożniejszych pabianiczan, by ufundowali nagrody dla najszybciej maszerujących. Odzew był umiarkowany. Zwycięska drużyna dostała skrzynkę jabłek i piłkę, a druga na mecie – bukiet kwiatów od ogrodnika z Ksawerowa.

***

Handel kwitł tutaj przed wojną (na zdjęciu) i po ucieczce Niemców z Pabianic. Dla pabianiczan Stary Rynek był przede wszystkim miejskim targowiskiem.

Pabianicki plac Demokracji miał tyle wspólnego z demokracją, co krzesło z krzesłem elektrycznym. Ulubionymi imprezami masowymi, jakie urządzano tam za prezydenta Polski, Bolesława Bieruta, było Święto Milicji Obywatelskiej, ORMO oraz pierwszomajowe „spędy” pracujących pabianiczan i młodzieży. W kwietniu 1948 roku, gdy trwały przygotowania do kolejnego pochodu, „Głos Pabianic” pisał: „Młodzież wystąpi w mundurach swych organizacji i strojach regionalnych. W pochodzie wezmą udział samochody fabryczne z wykresami wzrostu produkcji i transparentami wykazującymi dorobek pracy. Do Komitetu Święta 1 Maja zostali powołani obywatele: Dolecki (prezydent miasta), Rutkowski, Luboński, Dąbrowski, Sulejowa, Flisiuk, Wallas, Filipczak, Kamiński, Molenda, Kussa (I sekretarz PPR), Pabisiak, Piechucki, Raszewski, Nowak, Topoliński, Bojarski”.

Władze miasta nie mogły ścierpieć, że w piątki plac Demokracji wciąż zapełniał się chłopskimi furmankami z ziemniakami, cebulą i serem. Nie chciały tu targowiska.

Władzom marzyło się, by historyczny Stary Rynek upodobnić do „Placu Czerwonego” Pabianic – z wiecznie płonącym zniczem i pomnikiem Stalina. W sierpniu 1948 roku znowu próbowano przepędzić stąd chłopów i pabianiczan, którzy robili zakupy z wozów. Władze tłumaczyły to koniecznością „regulacji miasta”.

W sierpniu 1948 roku „Głos Pabianic” zapowiadał: „Plac Demokracji (Stary Rynek) stanie się w przyszłości reprezentacyjnym placem, a mieszczące się na nim targowisko zostanie usunięte. Z kolei plac między Zieloną Górką a ulicą Pomorską jest przeznaczony na park publiczny i ogrody jordanowskie. Ulica Rocha zostanie przebita i połączona z ulicą Traugutta”.

 

Przepędzić świętych!

Oprócz zmieniania nazw ulic i placów, stalinowskie władze zmieniały też nazwy świąt. Listopadowe Wszystkich Świętych zastąpiono Świętem Zmarłych. Choć mieszkańcy Pabianic po dawnemu szli na cmentarz we Wszystkich Świętych, partyjna prasa i radio z uporem lansowały nową – obowiązującą nazwę. Pod koniec października 1948 roku „Głos Pabianic” pisał”: „W dniu Święta Zmarłych Pabianice uroczyście uczciły pamięć bohaterów poległych w walce z okupantem i rodzimą reakcją. 31 października odbyła się na placu Demokracji zbiórka władz, partii politycznych, organizacji społecznych i młodzieżowych ze sztandarami i wieńcami. Zebrani przemaszerowali ulicami miasta na cmentarz, na którym znajdują się zbiorowe mogiły bohaterów.

Przy grobie żołnierzy polskich przemawiał prezydent Władysław Dolecki i porucznik Dębski. Przy grobach radzieckich przemawiali: kapitan Orzech i obywatel Rusak. Następnie pochód przeszedł do mogił poległych milicjantów”.

Kolejny „spęd” na placu Demokracji zarządzono w połowie grudnia 1948 roku. „Pabianice uroczyście witają zjednoczenie klasy robotniczej” – kłamał jak z nut „Głos Pabianic”.

Chodziło o wydarzenie w stolicy, jakie nad Dobrzynką mało kogo obchodziło  – połączenie Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej. „Głos” wmawiał czytelnikom, że z tego powodu Pabianice ogarnęła euforia.

Gazeta pisała: „Wieczorem ulicami Pabianic przemaszerował capstrzyk z udziałem pocztów sztandarowych organizacji politycznych, społecznych, młodzieżowych, ORMO i straży ogniowej. Do tłumów zebranych na placu Demokracji przemówienie wygłosił prezydent – tow. Dolecki. Wznoszono okrzyki na cześć Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej”.

 

Kto tu wpuścił gruźlików?

Cztery lata po wojnie na plac wpuszczono chorych na gruźlicę. „W domu Centralnego Ośrodka Zdrowia przy placu Demokracji 6 rozpoczęła normalną pracę Poradnia Przeciwgruźlicza dla mieszkańców Pabianic i powiatu łaskiego” – doniosła lokalna prasa. „Przyjmuje się tam chorych codziennie od 8.00 do 11.00. W najbliższym czasie poradnia otrzyma aparat rentgenowski. Jednocześnie podaje się do wiadomości, że zostanie uruchomiona przychodnia przeciwweneryczna”.

Wprawdzie mieszkańcy sąsiednich kamienic protestowali przeciw wpuszczeniu na plac gruźlików i chorych wenerycznie, ale niczego nie wskórali.

Aby ich udobruchać, władze obiecały otworzyć przy placu Demokracji tanią jadłodajnię. „Głos” pisał o tym tak: „Jak dotychczas Pabianice mają tylko jedną jadłodajnię wydająca tanie, pożywne, smaczne i obfite obiady dla świata pracy. Mieści się ona przy ul. Limanowskiego (dziś Waryńskiego), a prowadzi ją Społem. Ruch jest tam bardzo duży, gdyż stołują się ludzie z fabryk, biur i urzędów z całego miasta. Wielu z nich, by spożyć tani i dobry obiad, musi nadrabiać drogi, wędrując z różnych zakątków miasta. Tego rodzaju jadłodajni potrzeba nam więcej – minimum trzech. Jedna powinna być przy ul. Żukowa (dziś Łaskiej), druga w dzielnicy staromiejskiej - najlepiej i najwygodniej w okolicy placu Demokracji”.

 

Teraz Obrońcy Stalingradu

Około 1952 roku plac Demokracji zniknął z mapy Pabianic. Od tamtej pory władze lansowały nazwę „plac Obrońców Stalingradu”. Tablic z nową nazwą nie wywieszono. Za to w prasie „plac Obrońców Stalingradu” był jedynie słuszną i obowiązującą nazwą Starego Rynku. „Dziennik Łódzki” pisał: „Na pl. Obrońców Stalingradu odbędzie się zbiórka załóg fabrycznych. Potem nastąpi wymarsz na ul. Waryńskiego, gdzie odbędzie się wiec i odsłonięcie tablicy na domu, w którym w 1918 roku wybrano 3 delegatów na zjazd w Warszawie”.

Od czasu do czasu plac Obrońców Stalingradu pojawiła się w wiadomościach mniejszego kalibru. W lutym 1962 roku „Dziennik” pisał: „Józef G., zam. przy Bugaj 110, będąc w stanie nietrzeźwym, wpadł do kanalizacji na pl. Obrońców Stalingradu i doznał złamania kości miednicy. Z dołu wyciągnęła go Straż Pożarna”.

Dopiero w 1989 roku powrócił tutaj Stary Rynek.