Jesienią 1938 roku policjanci skuli kajdankami 23-letnią Elzę Strejch, sklepikarkę z ulicy Łaskiej. Więzienny samochód zawiózł ją do aresztu. Pabianiczanka była oskarżona o zamordowanie łódzkiej tkaczki i postrzelenie w brzuch żony słynnego bandyty z Pabianic, skazanego na karę śmierci za zamordowanie człowieka i rabunek pieniędzy.

Pierwszą ofiarą Elzy Strejch była pracownica fabryki Steinerta, inwalidka bez nogi, 45-letnia Zofia Rybicka z Łodzi. Druga ofiara, 20-letnia Helena Włodarczyk mieszkała w Pabianicach przy ulicy Piłsudskiego. „Zabójczyni Strejchówna jest typem patologicznym, nie ma jednej nogi, amputowanej wskutek gruźlicy kości” – donosił dziennik „Echo”. „Już wcześniej siedziała w więzieniu za przywłaszczenie cudzego mienia. Miała rewolwer, z którego strzelała do dwóch zaprzyjaźnionych z nią kobiet”.

O co poszło? Według prokuratora, motywem zbrodni była… namiętność. „Przyjaciółki łączył nienormalny stosunek miłosny, powstały na tle zboczenia” – wyjaśniał to dziennik „Echo” z października 1938 r. A inna gazeta dodała: „Tego rodzaju wykroczenia miłosne uprawiano ponoć niegdyś na wyspie Lesbos”.

Elza Strejch i Helena Włodarczyk poznały się w więzieniu. Ta druga siedziała za tuszowanie zbrodni męża. 40-letni bandyta Józef Włodarczyk miał na sumieniu krwawe rozboje, kradzieże i napad na mieszkanie komornika Garczyńskiego przy ulicy Chłodnej. Włodarczyk długo był bezkarny. Aresztowano go dopiero po zamordowaniu przy ulicy Dolnej 14 syna zamożnego kupca - Wiktora Ratajczyka.

Młody człowiek zginął nocą we własnym łóżku, od strzałów z pistoletu. Zabójca zrabował mu 6 tysięcy złotych (równowartość nowego samochodu).

Po wyjściu z więzienia 23-letnia Elza Strejch i 20-letnia Helena Włodarczyk zamieszkały razem. Prowadziły w Pabianicach sklepik z owocami i ciastkami - przy ulicy Łaskiej 66. Ale handel szedł kiepsko. „Z braku pieniędzy nawet na czynsz Streichówna wypędzała swą przyjaciółkę na ulicę, by ta w ten sposób dorabiała” – pisało „Echo”. „Gdy się Włodarczykowa wzbraniała i do nierządu skłonić się nie dała, Streichówna biła ją.

W tym czasie obie sklepikarki poznały Zofię Rybicką, która nie kryła swych skłonności do kobiet. Rybicka miała wprawdzie męża inwalidę, ale od 12 lat maltretowała go, zabierała zarobki i wyrzucała z domu, by urządzać libacje. Jej córka wyprowadziła się do Pabianic.

Silna i męska Streichówna rychło zdobyła dla siebie Rybicką. Ale po pewnym czasie Rybickiej spodobała się także młodsza Włodarczykowa”. Postawiła na młodość. Niebawem żona skazanego bandyty przeprowadziła się do Rybickiej.

Streichówna wpadła we wściekłość. Groziła przyjaciółkom, że je zabije. „6 października 1938 roku wieczorem w ogrodzie przy ul. Wólczańskiej 256 rozległo się kilka strzałów rewolwerowych” – doniosła „Republika”.

 

Z rewolwerem w torebce

Trzy dni wcześniej łodzianka Rybicka przyjechała tramwajem do Pabianic. W mieszkaniu Strejchówny przy ulicy Łaskiej spotkała się z obiema sklepikarkami. Rybicka nosiła w torbie naładowany rewolwer, o czym nikt nie wiedział. Domagała się, by sklepikarki „wzięły rozwód”, gdyż chce na stałe zamieszkać z żoną bandyty – Heleną Włodarczyk.

Wrzaski kobiet przerwała propozycja gospodyni domu, by usiąść i napić się wódki. Trzy panie piły trzy dni i trzy noce. Wreszcie Streichówna oświadczyła, że Rybicką odwiezie do Łodzi. Pojechały wszystkie - tramwajem. Gdy wysiadły na krańcówce, wstąpiły do knajpy przy ulicy Wólczańskiej. Zamówiły wódkę. Późnym wieczorem trzy pijane kobiety szły na skróty ku ulicy Piotrkowskiej, lecz opuściły je siły. Schronienie znalazły w zapuszczonym ogrodzie fabrykanckim przy ul. Wólczańskiej 256. Przespały się w szałasie dozorcy ogrodu.

Rankiem wybuchła sprzeczka. Powód? Rybicka pobiła Strejchównę, oskarżając ją o kradzież 50 złotych. Wtedy padły strzały. Przyjechały karetki pogotowia.

Postrzelona w brzuch i kręgosłup Zofia Rybicka nazajutrz zmarła w szpitalu, nie odzyskawszy przytomności. Z jej ciała lekarz wydobył dwie kule.

Ciężko ranna Helena Włodarczykowa leżała prawie miesiąc, a leczyła się blisko dwa lata. Sprawczynię tragedii – Elzę Strejchównę, policjanci zatrzymali w Pabianicach.

 

Dycha” od sędziego

Kilka miesięcy później 24-letnia Elza Strejchówna stanęła przed łódzkim sądem okręgowym. „Przewodniczył wiceprezes Olszewski w otoczeniu sędziów Kępczyńskiego i Malowańca. Oskarżał prokurator Orlikowski, bronił aplikant adwokacki Alfred Hertz” – pisał dziennik „Echo”. „Sprawa odbyła się przy drzwiach zamkniętych. Zarządzenie tajności rozpraw nastąpiło z pobudek oczywistych, gdyż w tym procesie, jak w żadnym innym, sąd musiał wnikać w szczegóły drastyczne, dotyczące dość niezwykłego gatunku miłości pań, opiewanej przez grecką poetkę Safonę”.

Za zabójstwo Rybickiej Strejchówna została skazana na 8 lat więzienia. Za usiłowanie zabójstwa Włodarczykowej sąd wymierzył jej drugą karę - na 6 lat więzienia. „Ze względu na zbieg przestępstw, sąd zastosował łączną karę 10 lat więzienia” – dodał dziennik „Echo”.

 

Chcesz stracić? Słuchaj Cyganki

Latem 1926 roku pabianiczanie opowiadali sobie historyjkę o głupiej żonie i sprytnej Cygance. Żona nazywała się Agata Jurdzyna. Jak pisał dziennik „Republika”, pewnego dnia „Agata zauważyła, że mąż jej, Antoni, począł zaniedbywać się w obowiązkach małżeńskich. Na skutek tego niemiłego dla niej spostrzeżenia poczęła go śledzić". Wkrótce stwierdziła, że niewierny jej Antoni zakochał się w dziewczynie fabrycznej z Pabianic. Zrozpaczona żona udała się na naradę do sąsiadek, lecz te oświadczyły, że pomóc może jedynie wróżka. Ale i pabianicka wróżka po wysłuchaniu żalów zawiedzionej w swej miłości kobiety też stwierdziła swoją bezradność. Wreszcie szczęśliwy traf przyszedł Agacie z pomocą. Bo oto ubiegłej środy zjawiła się w okolicy Cyganka.

„Dowiedziawszy się o tym, Jurdzyna ugościła Cygankę, opowiadając jej o swym zmartwieniu i prosząc o radę” – pisała „Republika”. „Cyganka oświadczyła naiwnej kobiecie, że w tej sytuacji trzeba odczynić urok zadany mężowi przez kochankę. Dlatego gdy zapieją pierwsze koguty, Agata Jurdzyna powinna pójść pod okno sypialni kochanki męża, nakreślić na ziemi święconą kredą koło, w tym kole krzyż, a następnie pośrodku krzyża zakopać złotą obrączkę (Cyganka widziała ją na palcu Jurdzyny), zaś w 4 końcach krzyża po 11 sztuk srebrnych dwuzłotówek, czyli 88 złotych”.

Cyganka zastrzegła, iż wszystkie monety powinny być siedem razy zanurzone w święconej wodzie. Podczas zanurzania trzeba trzykrotnie odmówić „Zdrowaś Mario” i jeden raz „Ofiarowanie”. Obrączka i monety maja leżeć w ziemi przez 24 godziny. Wykopać je należy dopiero nazajutrz po pierwszym pianiu kogutów. Uradowana Jurdzyna pobiegła do sąsiadek pożyczyć 88 zł. Jeszcze tego samego dnia wymieniła je na srebrne monety dwuzłotowe. Nie śpiąc, nasłuchiwała piania kogutów.

Jurdzyna hojnie zapłaciła Cygance. Nazajutrz zakradła się pod okno sypialni młodej rywalki, by wykopać obrączkę i srebrne monety. Ale dołek w ziemi był pusty. Cyganka zniknęła bez śladu. Wkrótce dowiedział się o tym mąż Agaty. Co zrobił? Dziennik „Republika” opisał to w ten sposób: „Mąż poczynił dwa skuteczne zabiegi: żonie sprawił tęgie lanie, a o oszustwie Cyganki zawiadomił władze”.