ad

Zanim w Pabianicach pojawił się ksiądz Mateusz, naszym miastem i okolicznymi wsiami zarządzał podstarości. Urząd ten był wielce ceniony i dochodowy. Roczna pensja podstarościego wynosiła aż 40 złotych, co pozwalało zbudować spory dom. Zarządca miał do własnego użytku trzy „służbowe” konie z wozem. Od czasu do czasu dostawał premię - sztukę przedniego sukna na szaty. W 1560 roku dobrze się sprawujący podstarości dostał od kapituły krakowskiej (właściciela dóbr pabianickich) sporą podwyżkę. Odtąd zarabiał 50 zł rocznie.

Jego następcy sumiennością i pracowitością nie grzeszyli. Trudno było ukryć, że lubili wypić i zabawiać się z dziewczętami. W 1579 r. kapituła krakowska zarzuciła podstarościemu niedbałe prowadzenie interesów. A gdy skontrolowała prowadzone przez niego księgi rachunkowe i wydatki, wylała drania z roboty.

Niedługo potem kapituła zniosła urząd podstarościego. Obowiązki te przejął poborca podatków, rozliczający się tylko przed biskupami z Krakowa.

W starych księgach zapisano, że musiał to być: „mąż stateczny, pilny i w sprawach gospodarczych doświadczony”.

Poborca zbierał od poddanych czynsze i rozmaite obowiązkowe opłaty, wydzielał dziesięciny, doglądał zasiewów, bronił granicy włości, miał pod pieczą tutejsze lasy wraz ze zwierzyną oraz gospodarstwa rybne. Rozstrzygał też spory sądowe, przeważnie sąsiedzkie. Posłuszni byli mu wszyscy ekonomowie.

Ponieważ poborca miał mnóstwo obowiązków na rozległym terenie, pomagał mu factor (człowiek do wszelkich poruczeń) i leśniczy. Każdemu z nich przyznano roczną pensję – 8 zł. Co tydzień factor i leśniczy dostawali po dwa korce owsa dla koni, by mogli jeździć po okolicznych wsiach, doglądając majątku biskupów. Poborca brał 4 korce owsa.

 

Człek bezduszny

W 1534 roku zarządcą włości pabianickiej i pisarzem prowentownym (kontrolerem majątku ziemskiego) został ksiądz Mateusz - pleban z Dłutowa. Zasłynął on bardzo sumiennym ściąganiem czynszów i danin. Już po roku pracy zadowolona kapituła krakowska dała ojcu Mateuszowi premię – ponad 5 grzywien w srebrze. Pleban-poborca był wychwalany pod niebiosa.

Gdy w 1542 r. administrację włości pabianickich obejmował Mikołaj Miłowski, kapituła stanowczo zaleciła mu, by pleban z Dłutowa zachował stanowisko poborcy. Za dziesięcioletnie zasługi dla biskupów ojciec Mateusz dostał na starość probostwo.

Zupełnie inaczej oceniali go poddani. Według nich ojciec Mateusz bezlitośnie zdzierał z ludu daniny, nawet po klęskach nieurodzaju, pożarach i grabieżach, gdy chłopi i mieszczanie nie mieli co włożyć do garnków. Nie odpuszczał nawet wdowom z gromadkami głodnych półsierot. Był wyjątkowo odporny na ludzkie łzy i błagania.

W 1548 r. lawiny skarg na księdza Mateusza musiał wysłuchać arcybiskup gnieźnieński Mikołaj Dzierzkowski, który przez kilka dni bawił w Pabianicach. Gdy arcybiskup usłyszał opowieści o złupionych przez poborcę mieszczanach, którzy z rozpaczy rzucali się w nurt Dobrzynki, kazał aresztować ojca Mateusza. Strażnicy dworu skrępowali plebana i zawieźli do zamku w Uniejowie, gdzie został wtrącony do lochów.

Niebawem za ojcem Mateuszem wstawiła się kapituła krakowska. Skutek był taki, że bezdusznego, lecz wielce zasłużonego księdza, wypuszczono z lochów. Gdy Mateusz wrócił pieszo do Pabianic, sam zrezygnował z obowiązków poborcy podatków. Za piętnastoletnią wierną służbę kapituła przyznała mu dożywotnio dziesięciny z nowin dłutowskich, a chłopi zamieszkali w wiosce Wólka musieli wykarczować księdzu las. Karczowali przez jeden dzień w tygodniu – calutki rok.

Wiele lat później poborcą podatkowym dóbr pabianickich został drugi pleban z Dłutowa - ksiądz Kacper Starczewski. W 1587 r. na tę funkcję mianowała go kapituła krakowska.

 

Kto oszukiwał?

Przez wieki biskupich rządów nagromadziło się w Pabianicach mnóstwo dokumentów, akt sądowych, przywilejów, rejestrów i ksiąg zapisanych przez ekonomów. Uzbierano też sporo kosztowności. Czynsze i daniny regularnie (co kilka miesięcy) wożono do Krakowa, gdzie szły na utrzymanie biskupów. Zanim pieniądze wyjechały z Pabianic, trzeba było bezpiecznie je składować w drewnianym zamku nad Dobrzynką, pilnując przed chciwością i grabieżami. Dlatego w 1554 r. kapituła krakowska kazała gromadzić cegły na budowę solidnego skarbca.

Skarbca ostatecznie nie zbudowano, bo zapadła decyzja o wzniesieniu murowanego zamku nad Dobrzynką. Grube ściany i mocne sklepienia dworu kapituły miały dostatecznie dobrze zabezpieczyć majątek i dokumenty. Spośród zamkowych pomieszczeń na skarbiec przeznaczono izbę od strony północnej, sklepioną łukowato, ozdobioną freskami.

Najcenniejsza w skarbcu była księga zwana dekretarzem. Prowadzono ją przez stulecia. Zawierała dekrety, rezolucje, przywileje i postanowienia „prześwietnej kapituły krakowskiej w wszelkich sprawach włości pabianickiej”. Niestety, księga ta, wypełniana do połowy XVIII wieku, zaginęła.

W zamkowym skarbcu stanął wzór miary sypkiej (korca), opatrzony znakiem herbu kapituły krakowskiej (trzema koronami). Sprawiono go w 1535 r. na modłę korca przechowywanego w dawnym pabianickim ratuszu. Było to bardzo ważne narzędzie sprawiedliwości społecznej, gdyż poddani składali daniny w naturze, głównie w zbożu. Od wielkości korca zależało, ile oddadzą biskupom i czy reszta zboża wystarczy ich rodzinom na przetrwanie zimy.

W Pabianicach posługiwano się wówczas aż czterema korcami: pabianickim, piotrkowskim, włocławskim i gdańskim. Z tego powodu dochodziło do oszustw i awantur. Poddani skarżyli się lustratorom, że podczas mierzenia daniny są niecnie kantowani, że muszą dawać więcej zboża niż odmierzyli w swych domach. Parokrotnie na oszustwach przyłapywano mierniczych.