115 lat temu zginął tkacz Narcyz Gryzel, patron ulicy na Bugaju. Kim był, za co oddał swe krótkie życie?

Gdy w marcu 1906 roku zamachowcy zastrzelili carskiego naczelnika powiatu, Włodzimierza Iwanowa, w Pabianicach szeptano, że jednym z nich był 23-letni Narcyz Gryzel. To on wraz z bojówkarzami Polskiej Partii Socjalistycznej miał czyhać w krzakach na okrutnego Rosjanina, gdy ten jechał dorożką na dworzec kolejowy. 16 kul z rewolwerów położyło trupem Rosjanina - sprawcę niedawnej masakry Polaków na ulicy Zamkowej, gdy dragoni rozpędzili szablami tłumy pabianiczan, depcąc niesioną przez Polaków chorągiew z Matką Bożą Częstochowską i sztandar z Orłem Białym. Rozkaz ataku na bezbronnych ludzi wydał naczelnik Iwanow.

Choć po zamachu zaroiło się w mieście od policjantów, strażników ziemskich i Kozaków, choć śledczy wtargnęli do mieszkań pabianiczan podejrzewanych o rewolucyjne ciągoty, choć przesłuchiwali setki osób, nikt zamachowców nie wydał.

Narcyza Gryzla nikt nie wydał także wówczas, gdy bojówka PPS-u pod komendą „Chińczyka” rozbiła urząd gminy w Dobroniu. Z pancernej kasy zginęły blankiety rosyjskich paszportów. Były potrzebne, aby zagrożeni aresztowaniem bojownicy partii mogli wyjechać i ukryć się za granicą. Z kasy zniknęły też pieniądze. Po latach o udziale Gryzla w napadzie na dobroński urząd pisał pabianicki pepeesowiec Józef Feliksiński.

Na trop młodego Gryzla carska policja wpadła w kwietniu 1907 roku. Wtedy to uzbrojony tłum szedł na Dom Ludowy (obecnie Miejski Ośrodek Kultury) przy ulicy Długiej (Kościuszki), gdzie przeprowadzano próbne wybory do Dumy (rosyjskiego parlamentu). W tłumie przeciwników wyborów widziano Narcyza Gryzla i jego starszego brata – Franciszka.

Dziennik „Rozwój” opisał to tak: „Groźny pomruk nadciągającego tłumu doszedł do uszu strzegących porządku robotników. Wyszli więc naprzeciwko i zastąpili drogę napastnikom. Tłum wstrzymał się, lecz wkrótce na komendę: »Towarzysze, do szeregu!«, rzucił się ku Domowi Ludowemu, bijąc kamieniami i kijami na zewnątrz znajdujących się wyborców. Napastnicy puścili w ruch brauningi. Strzałami zabito dwóch wyborców: Jana Mejnerta i Wincentego Łuczaka. Na wszczęty alarm przybyło wojsko i rozpędziło napastników”.

Żołnierze schwytali 29 demonstrantów, w tym Narcyza i Franciszka Gryzlów. Wszystkich oskarżono o napad z bronią w ręku. Na 8 lat ciężkich robót sąd skazał Józefa Sobótkowskiego, na 4 lata ciężkich robót - Pawła Łaskiego, Józefa Hansla i Jana Karczewskiego. Pozostali oskarżeni usłyszeli łagodniejsze wyroki, a braci Gryzlów i kilku ich kompanów uniewinniono (z braku dowodów).

Niedługo potem pabianicki policmajster raportował do władz zwierzchnich: „Wiadomo, że Narcyz Gryzel posiada rewolwer. Podejrzewa się go o rabowanie w Pabianicach sklepów z wódką i kolonialnych. Na rabunki może chodzić z braćmi”.

 

Narcyz wnuk Narcyza

Rzadkie imię Narcyz, Gryzel dostał po dziadku ze strony matki. Był czwartym dzieckiem tkacza Antoniego Gryzla i poślubionej przez niego w 1871 roku Scholastyki z Fałkiewiczów. Według metryki z kościoła św. Mateusza, chłopiec przyszedł na świat 28 października 1883 roku o ósmej rano. Pięć godzin później w parafialnej kancelarii - co zaświadczył proboszcz Edward Szulc, „stawili się osobiście Antoni Gryzel, tkacz, lat 32, w towarzystwie Mikołaja Fogiela, kowala, lat 36 i Antoniego Ornafa, tkacza, lat 42, okazując niemowlę płci męskiej. Dano mu imię Narcyz. Rodzicami chrzestnymi byli: Antonina Pawlikowska i Mikołaj Ornaf.

Oprócz starszych braci: Franciszka i Walentego, Narcyz miał starszą siostrę Mariannę i młodszego brata Bronisława. Czwarty brat - Julian, zmarł krótko po narodzinach.

Gdy rodzice posłali Narcyza do zarobkowej pracy w zakładach Kindlera, chłopiec miał dwanaście lat. Słabo czytał i słabo pisał. W dwuklasowej szkółce elementarnej przy ulicy Karola (obecnie Wyszyńskiego), gdzie biegł zaraz po pracy, dostawał także lekcje rachowania. Ale Narcyzowi szło nietęgo. Przy krosnach „u Kindlera” chłopak miał się wyuczyć fachu ręcznego tkacza. Taka była wola ojca.

Narcyza bardziej pociągała polityka. Wieczorami spotykał się ze starszymi kolegami z fabryki Kindlera – socjalistami z PPS. Słuchał agitacji o słusznej walce klasy robotniczej,  potrzebie wyzwolenia Polaków z jarzma caratu, odebraniu fabryk kapitalistom, równości wszystkich obywateli bez względu na płeć, rasę, narodowość i wyznanie, wolności słowa, ośmiogodzinnym dniu roboczym i staraniach o zakaz zatrudniania dzieci.

Chłopak chciał być przydatny, roznosił więc nielegalne gazetki. Starsi towarzysze pokazali mu, jak czyścić broń i strzelać z rewolweru. Strzelanie ćwiczyli w lesie koło Dłutowa.

Siedemnastoletni Narcyz dostał pseudonim „Bogdan”.

 

Donos na Gryzla

Jesienią 1907 roku carska policja kilkakrotnie urządzała obławy na rewolucjonistów i przeszukiwała mieszkania w Pabianicach. Po krwawych zamieszkach w latach 1905-1906, pod podłogami i na strychach tutejszych domów schowano co najmniej 1.200 sztuk nielegalnej broni palnej. Na ulicach często padały strzały i ginęli ludzie – w osobistych porachunkach i konfliktach na tle politycznym. Nocą z 8 na 9 września 1907 roku policja próbowała aresztowanych 67 młodych pabianiczan, ale większość z nich wymknęła się z obławy, ostrzeżona przez towarzyszy sygnałem trąbek.

Wraz z oddziałami policji gubernator przysłał do Pabianic nowego policmajstra (dowódcę miejskiej policji) - Aleksandra Jonina. Był to człowiek bezwzględny i okrutny – uczestnik karnych wypraw na Łotwę, podczas których carskie wojsko mordowało łotewskich rewolucjonistów i patriotów. Za zasługi Jonin dostał posadę pomocnika naczelnika więzienia w Rydze. Zasłynął tam jako łapówkarz i defraudant. Z Rygi wyprawiono go do Pabianic. Śladem Jonina nadciągnęli zaufani strażnicy ziemscy: Witalis Kostiuszko i Michał Kuc.

W połowie listopada 1907 roku nowy policmajster dostał list z donosem na młodego Polaka. Anonimowy nadawca ostrzegał, że niejaki Narcyz Gryzel zamierza dokonać zamachu na policmajstra. Polak miał się tym chwalić wśród kolegów. W kopercie było też paszportowe zdjęcie domniemanego zamachowca, 24-letniego tkacza Narcyza Gryzla. Według bojówkarza PPS-u, Józefa Feliksińskiego, list i zdjęcie wysłał prowokator o pseudonimie „Puszkin”, z organizacji polskich socjalistów – syndykalistów.

Jonin rozkazał znaleźć Gryzla i aresztować. Sam go przesłuchiwał, głodził i znów przesłuchiwał. Przez trzy doby. Po Pabianicach krążyły opowieści, że policmajster torturuje Narcyza, wbija mu szpilki za paznokcie, miażdży palce i wiesza na haku.

Drugiego dnia po aresztowaniu do komisariatu policji wdarł się ojciec Narcyza – tkacz Antoni. Policmajster nie zezwolił mu spotkać się z synem i podać synowi chleb. Gdy Antoniego wyrzucali z komisariatu, Jonin wykrzyczał mu w twarz: „Syn twój chciał mnie zabić, lecz ja go pierwej zabiję!“.

Okazja nadarzyła się 19 listopada 1907 roku. Wtedy to z polecenia naczelnika powiatu łaskiego zjechał do Pabianic oddział straży ziemskiej pod komendą sztabs - kapitana W. A. Miaczkowa. Strażnicy, policjanci i sprowadzeni nad Dobrzynkę rosyjscy żołnierze dostali rozkaz przeszukania kilkudziesięciu mieszkań. Tropili uzbrojonych bojówkarzy – socjalistów i narodowców. W środku nocy kolbami karabinów Rosjanie rozbijali drzwi domów Polaków przy Tuszyńskiej (dziś Piotra Skargi) i Fabrycznej (Waryńskiego).

Około północy Jonin i Miaczkow na czele strażników i żołnierzy pomaszerowali na Rakowiec (przedmieście Pabianic, okolice dzisiejszej ulicy Brackiej). Droga wiodła obok kancelarii policmajstra. „Jonin wyraził życzenie wzięcia ze sobą na rewizję więzionego także Narcyza Gryzla, podejrzanego o bandytyzm i szykowanie zamachu na policmajstra” – kilka dni później napisano w raporcie z nocnych zdarzeń.

Jonin kazał rozkuć Gryzla i prowadzić go przodem. Wkrótce strażnicy i żołnierze rozdzielili się. Naczelnik Miaczkow z większą grupą pomaszerował na ulicę Bugaj, gdzie zamierzał przeszukać dwa domy. Gdy grupa Miaczkowa oddaliła się, na Rakowcu padły strzały. Naczelnik i jego ludzie wrócili. Na ziemi leżał zakrwawiony Gryzel. Był martwy.

Miaczkow spytał, jak to się stało. „Został zastrzelony, gdy usiłował zbiec” – zameldował policmajster Jonin. Potwierdzili to zaufani strażnicy: Kostiuszko z Kucem. Miaczkow nie uwierzył. Wezwał stojącego nieco dalej żołnierza Sirotkina, każąc mu meldować, co widział. „Więzień nie uciekał, zaś pan policmajster dał do niego kilka wystrzałów. Kiedy zaś Gryzel upadł, strażnicy podbiegli i dali jeszcze po jednym wystrzale” – opowiadał Sirotkin.

O zbrodni na przedmieściu Pabianic kilka dni później pisał „Rozwój”, gazeta wydawana w Łodzi: „W nocy z 19 na 20 policmajster polecił wyprowadzić aresztanta w pole za szpital miejski i tam z karabinu mauzerowskiego strzelił do niego dwukrotnie. Raniony śmiertelnie Gryzel padł na ziemię, a strażnicy dobili go strzałami z rewolwerów”.

Akt zgonu Narcyza Gryzla sporządził proboszcz ze św. Mateusza, ks. Edward Szulc, pisząc: „20 listopada 1907 roku o godzinie piątej wieczorem stawili się Walenty Gryzel, lat 35, i Franciszek Gryzel, lat 28, obaj tkacze urodzeni w Pabianicach i zeznali, że dzisiaj o godzinie drugiej w nocy umarł w Pabianicach tkacz, kawaler Narcyz Gryzel, syn Antoniego i Scholastyki z Fałkiewiczów. Akt ten obecnym niepiśmiennym przeczytano i podpisano”.

 

Pochowany pod płotem

Ciało Gryzla strażnicy wrzucili do najtańszej trumny z surowego drewna, wieko zabili  długimi gwoździami. Nocą trumnę pogrzebali pod murem cmentarzu katolickiego. Wieść o zastrzeleniu młodego pabianiczanina szybko obiegła miasto. Mnożyły się domysły i plotki. Zrozpaczony ojciec Narcyza poprzysiągł ukaranie sprawców zbrodni. Wsparcia szukał u znamienitych mieszczan: adwokatów, rajców, lekarzy, nauczycieli. Rezultatem tych zabiegów była skarga do władz guberni podpisana przez kilkunastu obywateli miasta, na czele z lekarzem Ignacym Broniewskim. Pismo zaadresowane do jaśnie wielmożnego gubernatora ojciec Narcyza zawiózł do Piotrkowa.

Już nazajutrz sędzia okręgowy zarządził śledztwo i ekshumację zwłok zabitego. W poniedziałek 25 listopada o 10.00 rano wykopano trumnę z ciałem Narcyza Gryzla. Ekshumację nadzorował sędzia śledczy Czausow, w asyście komendanta miasta - kapitana Kwiecińskiego. Obecny był także lekarz miejski Pabianic - doktor Franciszek Jarniński oraz ojciec zabitego, dozorca cmentarza - Józef Piotrowicz, i świadek ekshumacji - Józef Klimkowski.

„Narcyz Gryzel zginął od sześciu kul wystrzelonych z karabinów mauzer i pistoletów browning. Dwa pociski trafiły w głowę, z prawej strony nad uchem, rozrywając mózg. Były śmiertelne” – orzekł lekarz, który dokonał oględzin zwłok. Strzały padły z odległości kilku kroków. Strzelano także do leżącego już Gryzla - martwego. Dwie kule przeszyły plecy, dwie - biodra. „Rany wskazywały, że nad młodym człowiekiem zarządzono wprost samosąd” – napisano w protokole z ekshumacji.

Na dłoniach zmarłego lekarz nie znalazł śladów tortur: wbijania szpilek za paznokcie i miażdżenia palców – o czym huczało w mieście. „Pogłoski o znęcaniu się przed śmiercią nad Gryzlem nie znalazły potwierdzenia w ekspertyzie lekarskiej” – cztery dni później napisał dziennik „Rozwój”. Wyniki ekspertyzy lekarskiej przesłano do Sądu Okręgowego w Piotrkowie. Raport z tragicznych wydarzeń w Pabianicach trafił na biurko gubernatora. Reakcja była bardzo szybka: policmajstra i strażników aresztowano.

Ale o tym - w drugim odcinku artykułu o Narcyzu Gryzlu.

Roman Kubiak

PRZECZYTAJ INNE ARTYKUŁY TEGO  AUTORA:

Katastrofa samolotu pod Pabianicami. Zginęli wszyscy pasażerowie i cała załoga

Ten wirus zabił tysiące. A zaczęło sie podobnie jak z koronawirusem

100 milionów dolarów czeka na pabianiczanina!

Ogromny spadek dla rodziny z Pabianic?

Gdy pabianiczanie płynęli do Brazylii. Za chlebem

Jak szynka z Pabianic podbiła Stany Zjednoczone

Będzie wymiana pieniędzy: za 100 starych złotych - tylko 1 zł

Co Adolf Hitler robił w Pabianicach we wrześniu 1939 roku?