Słynny międzynarodowy złodziej i oszust, poszukiwany przez policję w niemal całej Europie, jest pabianiczaninem – taką wiadomość podały gazety wiosną 1933 roku. O Wilmowiczu pisano w Niemczech, Francji, Anglii, Norwegii, Szwajcarii, Belgii i Polsce. Na ścianach komisariatów policji wisiały listy gończe w siedmiu językach, lecz bez fotografii międzynarodowego oszusta. Powód? Sprytny pabianiczanin Tadeusz Wilmowicz często zmieniał paszport i wygląd. Raz był postawnym brunetem z gęstą brodą, innym razem blondynem z wąsami, to znowu króciutko ostrzyżonym dżentelmenem w modnym kapeluszu. Miał kilka fałszywych paszportów i plik podrobionych aktów urodzenia.

Wilmowicza poszukiwała policja w Londynie, Marsylii, Oslo, Berlinie, Pradze, Warszawie, Poznaniu, Krakowie i jeszcze piętnastu miastach Europy.

W listach gończych za pabianiczaninem pisano, że Tadeusz (posługiwał się także imionami Tadeo i Ted) Wilmowicz okradł sejfy zamożnych przedsiębiorców i finansistów, złupił sześć banków, największy magazyn jubilerski w Marsylii, kilka firm złotniczych, dwóch szlifierzy drogocennych kamieni i jednego nieprzyzwoicie bogatego lorda w Londynie.

Był wytrawnym kasiarzem i niezrównanym oszustem. W Paryżu, po zaledwie półgodzinnej rozmowie w kawiarni z nieznajomym Francuzem, zamożny kupiec powierzył mu klucze do swego apartamentu, aby sympatyczny Polak przenocował tam. Nazajutrz apartament był ogołocony. Polak dobrał się nawet do skrytki z pieniędzmi, zamontowanej pod schodami.

 

Chłopak ze Starego Miasta

Według policji, Wilmowicz zaczął grzeszyć w rodzinnych Pabianicach, gdzie jak siedemnastolatek skrzyknął szajkę młodocianych włamywaczy. Z początku okradali mieszkania żydowskich kupców i sklepy kolonialne. Wkrótce szajka miała na sumieniu ograbienie bogatego pabianickiego kupca. Ze skrytki w ścianie kamienicy na Starym Mieście włamywacze skradł mu złoto i gotówkę, w tym aż czterdzieści tysięcy dolarów. Ze strzępów policyjnych akt wynika, że młody przestępca ukończył szkołę powszechną i władał trzema językami obcymi: niemieckim, francuskim i rosyjskim. Miał się ich nauczyć od guwernantki w rodzinnym domu Wilmowiczów. Jednak nie wiadomo, kim byli rodzice Tadeusza i czym się zajmowali.

W Pabianicach Wilmowicz nauczył się także rozpruwać pancerne kasy. Zeznał to jeden z jego wspólników, schwytany na gorącym uczynku przy otwartym sejfie w składzie sukna zakładów włókienniczych.

„Nauczycielem” Wilmowicza miał być stary kasiarz – Bagiński. To on sprzedał Tadeuszowi dwa palniki gazowe i narzędzia. Razem próbowali złupić bank przy Placu Dąbrowskiego (dziś Stary Rynek), ale spłoszył ich czujny nocny stróż. 

Tropiony przez śledczych Wilmowicz wyjechał do Warszawy, gdzie – jak pisała prasa bulwarowa: „Wsławił się kilkoma większymi wyprawami złodziejskimi”. Ograbił sklepy jubilerskie, kasę wyścigów konnych na Służewcu i co najmniej pół tuzina domów zamożnych warszawskich mieszczan. Przy okazji dopuścił się przestępstwa bigamii, a od bogatych dam w średnim wieku wyłudził kilka tysięcy złotych.

 

Postrach bogatej Europy

„Z Warszawy oszust przeniósł się do Krakowa, następnie na teren województwa poznańskiego, potem do Krakowa i wreszcie, ścigany w kraju za czternaście przestępstw, uciekł za granicę” – pisał „Express Wieczorny Ilustrowany” z października 1936 roku.

Jak ustalili śledczy, Wilmowicz pojechał do Francji. „Dokonał tam sensacyjnej kradzieży w największym magazynie jubilerskim Marsylii, po czym czmychnął do Londynu, a następnie do Oslo, gdzie oszustwami swymi postawił na nogi całą tamtejsza policję” – pisał „Express”. „Szukają go dwadzieścia trzy komisariaty w całej Europie” – podał bulwarowy dziennik „Siedem Groszy” z 1936 roku. Dwukrotnie pabianiczanin stawał przed sądem – za wyłudzenia pieniędzy. Odsiadywał krótkie wyroki i wyjeżdżał.

Policyjni wywiadowcy meldowali, że oszust pojawił się w Brukseli i Antwerpii, ale Wilmowicz niewiele tam zdziałał, gdyż banki i składy jubilerskie były doskonale strzeżone. Ponoć w 1935 roku na ślad oszusta natrafiono także w Berlinie i Lozannie.

W październiku 1936 roku Tadeusz Wilmowicz niespodziewanie pojawił się w ojczyźnie. Policyjny szpicel wypatrzył go na dworcu kolejowym w Lidzie w województwie nowogrodzkim (dzisiejsza Białoruś). Lida słynęła wówczas z fabryki cukierków, gumowych butów oraz wytwórni drutu i dachówek. W mieście były cztery banki. Policja natychmiast zarządziła obławę.

Dwa dni później prasa podała: „W nocy 17 października we wsi Wawiórka w obwodzie grodzieńskim policja zatrzymała złodzieja, oszusta i bigamistę Tadeusza Wilmowicza z Pabianic. Poszukiwały go 23 komisariaty policji państwowej za przestępstwa dokonane między innymi w Londynie, Marsylii, Oslo i Polsce. Na Wilmowiczu z Pabianic ciąży czternaście wyroków skazujących, w tym dwa matrymonialne. Niebezpiecznego oszusta osadzono w więzieniu w Lidzie”. Nazajutrz wiadomość tę podał także tygodnik „Gazeta Pabjanicka”.

Przy zatrzymanym znaleziono złotówki, niemieckie marki, dolary i garść złotej biżuterii, zaszytej w ubraniu.

 

Gdzie on jest?

Przez kilka miesięcy Tadeusz Wilmowicz siedział w celi starego więzienia w Lidzie. Śledczy zastanawiali się, przed jakim sądem powinien stanąć w pierwszej kolejności. W grę wchodziła nawet Marsylia. Podczas jednego z przesłuchań Wilmowicz miał stwierdzić: „Nie dostane dużego wyroku, bo okradam tylko bogatych”.

Ostatecznie w maju lub czerwcu 1937 roku przestępcę wywieziono pociągiem do aresztu w Warszawie. To ostatnia wiadomość o Tadeuszu Wilmowiczu. Prawdopodobnie do wybuchu drugiej wojny światowej pabianiczanin nie został skazany. We wrześniu 1939 roku ślad po nim zaginął.

Roman Kubiak

PRZECZYTAJ INNE ARTYKUŁY TEGO  AUTORA:

Katastrofa samolotu pod Pabianicami. Zginęli wszyscy pasażerowie i cała załoga

Ten wirus zabił tysiące. A zaczęło sie podobnie jak z koronawirusem

100 milionów dolarów czeka na pabianiczanina!

Ogromny spadek dla rodziny z Pabianic?

Gdy pabianiczanie płynęli do Brazylii. Za chlebem

Jak szynka z Pabianic podbiła Stany Zjednoczone

Będzie wymiana pieniędzy: za 100 starych złotych - tylko 1 zł

Co Adolf Hitler robił w Pabianicach we wrześniu 1939 roku?

Wampir z Pabianic. Jak prawie sto lat temu mieszkańcy miasta próbowali dopaść potwora