Comiesięczne raporty ze sklepów i barów były przerażające – pabianiczanie wypijali aż 34 tysiące litrów spirytusu i wódki. Było to warte ponad 3,5 mln zł. W tym czasie zarobki w tkalniach i przędzalniach wynosiły od 540 zł do 1.500 zł.
Tylko w dwóch sklepach MHD i PSS, kawiarni Mocca, restauracji Powszechna i Pabianiczance w pięć miesięcy 1957 r. sprzedano 170 tysięcy litrów alkoholu. Bimbru nie liczono. Nic dziwnego, że powszechnym toastem był refren piosenki: „Pabianicom cześć i sława, piją więcej niż Warszawa!”.
W 1958 r. wódkę wypitą nad Dobrzynką łatwiej już było liczyć w wiadrach. Sprzedano 37 tysięcy wiader wódki i spirytusu. W pijaństwie zajmowaliśmy pierwsze miejsce w województwie łódzkim, byliśmy w ścisłej czołówce kraju. Wśród pijaków coraz więcej było kobiet w wieku 18-30 lat.
 

JAK Z ALKOHOLIZMEM WALCZONO
Władze miasta szybko znalazły lekarstwo na alkoholizm. Były nim świetlice. Życie Pabianic pisało: „Spożycie alkoholu, szczególnie wśród młodzieży, da się zahamować poprzez aktywny udział Wydziału Kultury Prezydium MRN, który to wydział w ściślejszym kontakcie z kierownikami świetlic zakładowych i nauczycielstwem powinien pobudzić i pomóc młodzieży w organizowaniu rozrywek i zabaw towarzyskich, sportowych i wycieczek krajoznawczych”. Krótko mówiąc, zamiast pić, pabianiczanie mieli grać w warcaby, a pabianiczanki – szydełkować w świetlicy. Dla wytrwałych abstynentów była nagroda – piesza wycieczka do Baryczy.
Batem na powszechne pijaństwo miał być Komitet Antyalkoholowy. Władze miasta powołały go jesienią. W Komitecie zasiedli „przedstawiciele rad zakładowych i dyrekcji zakładów pracy, kierownicy świetlic, Ligi Kobiet, organizacji społecznych, związków zawodowych, Frontu Jedności Narodu oraz delegaci służb porządku publicznego i zdrowia” – wyliczało Życie Pabianic.


SĄDY NAD PIJAKAMI
Komitet ostro wziął się do roboty. Sprawozdanie z pierwszego przesłuchiwania pijaków gazeta zamieściła w listopadzie 1958 r. Przed Komisją Społeczno-Lekarską, w której byli milicjanci i lekarz, stanął dwudziestokilkuletni Feliks D. Jego żona zeznała, że „…doszliśmy do zupełnej nędzy. Mąż wynosi z domu wszystkie rzeczy, żeby je sprzedać na wódkę. Ostatnio wyniósł bieliznę dzieci. Kiedy się sprzeciwiam, urządza awantury”.
Komisja wysłuchała świadków pijaństwa i awantur obwinionego Feliksa. Po naradzie spisała wniosek o umieszczenie pijaka w zakładzie zamkniętym.
Kolejny przesłuchiwany - Alojzy S., był wielokrotnie karany za pijaństwo. Ostatnio skazano go na 3-miesieczną pracę poprawczą. Ale wciąż pił. W fabryce zarabiał nieźle, bo 1.000 zł, ale na utrzymanie rodziny nie dawał ani grosza. Na dodatek przepił wszystkie domowe meble. Decyzja Komisji była nieubłagalna: wywieźć go do zakładu zamkniętego dla alkoholików.
Ale heroiczne posiedzenia Komitetu Antyalkoholowego dawały mizerne rezultaty. Gazeta ubolewała, że gdy całe społeczeństwo usilnie walczy z alkoholizmem, bezduszni i bezwzględni obywatele naszego miasta prowadzą nielegalne lokale rozrywkowe. Gdzie? W swoich domach.
 

NALOTY NA BIMBROWNIE
8 lutego 1958 r. milicjanci zlikwidowali dobrze zakonspirowaną knajpę przy ulicy Niecałej. Nielegalnie prowadziła ją obywatelka Anna D. (od redakcji: Życie Pabianic z 1958 r. podawało nazwiska i adresy zamieszkania zatrzymanych osób. My je ukryjemy).
Była rewizja w mieszkaniu Anny D. Milicjanci znaleźli 3 litry spirytusu dla „swoich gości”. Gospodyni została aresztowana.
Wpadł też Sergiusz W. (lat 60), który przy ul. Partyzanckiej podgrzewał kociołek z bimbrem. Podczas rewizji milicjanci znaleziono 40 litrów zacieru, 8 litrów gotowego bimbru i prymitywną aparaturę do pędzenia. Wkrótce wyszło na jaw, że Sergiusz W. sprzedawał swój tajny wyrób po zaledwie 4 złote za litr. Przez następne dni milicja wyłapywała tych, którzy kupowali. Stałymi odbiorcami bimbru byli obywatele: Stefan G. z ul. Partyzanckiej, Józef P. z Dąbrowy i Helena Ś. z ul. Partyzanckiej.
Prokurator wyznaczył im dozór milicyjny. Dwa razy w tygodniu musieli się meldować w komendzie MO. Sprawa karna przeciwko oskarżonym została wniesiona do sądu. „Stali nabywcy nielegalnej wytwórni mogą spodziewać się kary do 3 lat więzienia” – ostrzegało Życie Pabianic sprzed 55 lat.
 

PRACA POPRAWCZA KARĄ ZA AWANTURY
W lutym 1958 r. władze miasta dobrały się do skóry także chuliganom. Życie Pabianic opisało to tak: „Pijani awanturnicy zaczepiają ludzi, obrzucają ich wulgarnymi wyzwiskami, a bijatyki na ulicy wprowadzają spokojnych obywateli w stan niepokoju. Milicja Obywatelska zareagowała. Zorganizowana w dniu wypłaty w PZPB przez Komendę Miasta akcja dała wyjątkowe rezultaty. W ciągu jednego wieczoru zatrzymano 16 osób w stanie nietrzeźwym o wysokich zdolnościach bokserskich i skłonnościach awanturniczych. Tego wieczoru gmach Komendy Miasta zaszczycili swoją obecnością czołowi rozrabiacze naszych ulic. Są to: Aleksander Z. (ul. Konstantynowska) - 4 tygodnie pracy poprawczej, Edward J. (ul. Armii Czerwonej) - 500 zł kary, Bogumił Cz.(Poprzeczna) - 4 tygodnie pracy poprawczej, Marian B. (Targowa) - 300 zł kary, Bogdan K. (Kopernika) - 6 tygodni pracy poprawczej, Karol Z. (Partyzancka) - 400 zł kary, Zdzisław A. (Armii Czerwonej) - 100 zł kary.
Jeszcze tego samego dnia wszyscy zatrzymani stanęli przed kolegium orzekającym w trybie doraźnym.

-------
Artykuł z cotygodniowej strony historycznej w papierowym Życiu Pabianic.