Leżą w niej ofiary bratobójczych walk na ulicach naszego miasta. Kim byli? Dlaczego zginęli?

„Tu spoczywają członkowie Narodowego Związku Robotniczego, którzy zginęli tragiczną śmiercią, dążąc do wielkiej, zjednoczonej, niepodległej Polski” – głosi napis wyryty w kamieniu. Najmłodszy z nich, Antek Malinowski, miał zaledwie 17 lat. Rok starszy był Wincenty Łuczak. Andrzej Sabtura miał 19 lat, Jan Majnert – 21 lat, Antoni Miszczak – 25 lat, Władysław Pietrowski – 27 lat, Wincenty Dudek i Roch  Śniady – po 29 lat, Adolf Hak – 33 lata. Zastrzelili ich koledzy z fabryki, sąsiedzi, znajomi z potańcówki… - podczas bezsensownych walk Polaków z Polakami, ochoczo podsycanych przez carskiego zaborcę. Działo się to w latach 1906-1907.

Jak zginęli

17-letni robotnik fabryczny Antoni Malinowski skonał na bruku Starego Miasta, podziurawiony kulami z rewolwerów kolegów, którzy uważali, że Polacy powinni walczyć o niepodległość inaczej, niż robił to Antek. Był 3 lutego 1906 roku.

Tkacz Wincenty Łuczak i tkacz Jan Majnert zginęli przed Domem Ludowym (dziś Miejski Ośrodek Kultury) przy ulicy Długiej (dziś Kościuszki), gdy szli na wyborczy wiec. Zastrzelili ich tkacze z tej samej fabryki, którzy uważali, że wybory do Dumy należy bojkotować. Był 8 kwietnia 1906 roku. Tkacza Rocha Śniadego z fabryki Kruschego i Endera zastrzelił tkacz Franciszek Studziński z tej samej fabryki, w biurze związku zawodowego przy ulicy Długiej. Obaj byli narodowcami, obaj pragnęli wolnej Polski, ale drogi do wolności widzieli inne. Był 13 lipca 1907 roku.

Robotnika Walentego Dudka w biały dzień w centrum miasta otoczyło ośmiu ludzi z rewolwerami. Padło 20 strzałów w piersi i brzuch. Zabójcy byli socjalistami, a Dudek – narodowym demokratą. Pozostali z „dziewiątki poległych” też zginęli za polityczne poglądy.

„Pabianice były widownią walk między robotnikami należącymi do różnych stronnictw politycznych. Przeważnie czyniono pościgi na przedstawicieli Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego”- pisała gazeta „Tydzień” z 5 sierpnia 1906 roku. „W mieście rozbrzmiewa walka bratobójcza, niosąc wokoło śmierć i zniszczenie”.

Carska policja raportowała do władz guberni, że w rękach mieszkańców Pabianic może być ponad tysiąc sztuk broni palnej, przeważnie rewolwerów i browningów. Zdobyto je podczas ulicznych zamieszek w 1905 roku na carskich żołnierzach i policjantach albo kupowano od pijanych zaborców i przemytników. 

 

Z rewolwerem za pazuchą

Strzały na ulicach Pabianic padały często i gęsto. Mnożyły się samosądy, w bramach kamienic czyhali skrytobójcy. W lipcu 1906 roku trzech młodych robotników wtargnęło do mieszkania Mieczysława Tomczaka - tkacza z fabryki Fausta. Przyszli, by zabić. Gdy upewnili się, że w drzwiach stoi Tomczak, rozstrzelali go 15 kulami z rewolwerów.

Tomczak należał do partii narodowo-demokratycznej Romana Dmowskiego. Partia ta chciała niepodległego państwa polskiego, ale nie w drodze zbrojnej walki z zaborcami, lecz poprzez negocjowanie autonomii. Zabójcy Tomczaka byli bojownikami Polskiej Partii Socjalistycznej, opowiadającej się za bezlitosną walką z zaborcami. Nienawidzili narodowych - demokratów, uważając ich za „mięczaków” i zdrajców spraw polskich. Tomczaka także.

Na wieść o śmiertelnym postrzeleniu Tomczaka, nocą z soboty na niedzielę tłum zebrał się przed tkalnią Kruschego i Endera na ulicy Zamkowej. W fabryce pracowała nocna zmiana. Kilkunastu mężczyzn w tłumie miało pod kapotami rewolwery. Około północy padły strzały w okna tkalni. Posypały się szyby. Jedna z kul trafiła 18-letniego Oskara Rudigera.

Także nocą pięciu uzbrojonych bojówkarzy zaatakowało na ulicy 18-letniego robotnika Schulza, ciężko raniąc go. Grupa bojówkarzy wtargnęła też do mieszkania absolwenta pabianickiej szkoły handlowej – Depczyka, zabijając go strzałami z rewolwerów. Nazajutrz zginął robotnik Mikołajczyk, zastrzelony przez skrytobójcę czyhającego w bramie.

Bezkarne zabójstwa polityczne rozzuchwaliły pospolitych rzezimieszków. Ci też mieli rewolwery i potrafili strzelać. „Uzbrojona banda napadła na tramwaj linii Łódź-Pabianice. Strzelano i rozbijano szyby w wagonach” – pisał „Rozwój”. Przed północą bandyci wtargnęli do piekarni Wilhelma Hildta. 10 mężczyzn rozstrzelało piekarza. Ukradli gotówkę.

W 1906 roku polityczne spory rozpaliły Pabianice jak nigdy dotąd, czyniąc z miasta beczkę prochu. Gdy zaborcy szykowali wybory do rosyjskiej Dumy (parlamentu), Narodowy Związek Robotniczy wzywał do głosowania (by głos Polaków usłyszała cała Europa), a socjaliści nawoływali do bojkotu (by wybory nie stały się zgodą na rządy zaborców). Zanim stopniały śniegi, rozgorzały bratobójcze walki uliczne. NZR urządził wiec w Domu Ludowym. Po południu na ulicę Długą zaczęli się schodzić pabianiczanie. „Począł się także zbliżać tłum klasy robotniczej, uzbrojony w rewolwery. Z Domu Ludowego wyszli działacze NZR-u, zastępując drogę napastnikom” – pisał „Rozwój”. Z tłumu padła komenda: „Towarzysze do szeregu!”, po której posypały się kamienie i padły strzały. Zabito dwóch wyborców: Łuczaka i Majnerta. Pabianickim NZR-em sterował wówczas doktor Witold Eichler, kierownik szpitala przy fabryce Kindlera, do spółki z robotnikiem Rochem Śniadym.

 

Śmierć Dudka

Fala przemocy i zbrodni rozlewała się po mieście. 5 sierpnia 1906 roku gazeta „Tydzień” pisała: „Około godziny drugiej po południu ulicą Ogrodową w bliskości Zamkowej szedł robotnik z fabryki Kruschego i Endera - Walenty Dudek, lat 29. Wtem otoczyło go ośmiu ludzi, którzy, dobywszy rewolwerów, oddali do niego 20 strzałów w piersi i brzuch. Dudek padł trupem, a kule trafiły też przechodniów: Andrzeja Zarudę, lat 32 - stróża domu Stencla na Nowym Mieście, i nieznaną z nazwiska Żydówkę. Zaruda w ciężkich męczarniach zmarł pół godziny po zawiezieniu go do szpitala”.

Wystrzały z rewolwerów usłyszeli robotnicy pobliskiej fabryki Kindlera. Porzucili pracę, wybiegli na ulicę i popędzili za sprawcami strzelaniny.

Tygodnik „Rozwój”, pisał: „Ścigani wnet się rozproszyli i tak zręcznie manewrowali, że uszli przed pościgiem, z wyjątkiem jednego, który biegł ulicą Lutomierską. Był nim 18-letni Stefan Kucharski. Goniony pędził za miasto ku wsi Karniszewice, gdzie dopadł chaty gospodarza Musiały i wdrapał się na dach. Pogoń doścignęła go. Widząc, że nie ujdzie, Kucharski zeskoczył z dachu, wskoczył oknem do izby, zaryglował drzwi i ukrył się pod łóżkiem. Tłum uzbrojonych robotników otoczył chatę i wnet wdarł się do izby, wyważając drzwi. Odnalazł tam trzęsącego się ze strachu mordercę. Padły strzały. W głowie Kucharskiego utkwiło 12 kul, rozbijając ją na drobne kawałki.

Gdy tłum wracał do miasta po akcie straszliwej zemsty, spotkał Józefa Wilczka, lat 19, robotnika z fabryki Fausta. Wsadzono mu trzy kule w piersi” – podała gazeta. „Ludność miejscowa tak się roznamiętniła, iż nie umie zapanować nad sobą. Jest obawa starć między robotnikami” – późną jesienią z 1906 roku ostrzegała gazeta. Wkrótce skrytobójczą śmiercią zginął robotnik Nowakowski, gdy przechadzał się narzeczoną. „To zabójstwo ma podkład polityczny” – pisała prasa.

 

Opamiętajcie się!

Falę zbrodni próbowali powstrzymać robotnicy fabryki Kindlera. To oni w czerwcu 1906 roku wezwali do zaprzestania bratobójczych walk. „Bracia Robotnicy! Dużo rodzin pozostało w żałobie i nędzy po ofiarach wzajemnej nienawiści partyjnej” – napisali w odezwie do pabianiczan. „Opamiętajmy się, póki czas jeszcze! Zmyjmy z siebie ślady krwi raz na zawsze! Zapomnijmy sobie urazy wzajemne, podajmy sobie dłonie i niech każdy z nas stara się być człowiekiem, nie takim, który się różni od zwierzęcia tylko swym wyglądem zewnętrznym, lecz istotą kulturalną! Pamiętajmy, że fabryka nie powinna być miejscem walk partyjnych! Najlepiej może byłoby, gdybyśmy w fabrykach rozmów politycznych nie prowadzili. Wiele nieszczęśliwych starć udałoby się uniknąć”. Jednak apel ten nie dał żadnych rezultatów.

Bruk pabianickich ulic wciąż spływał krwią.

Latem 1907 roku dziennik „Rozwój” pisał: „Wczoraj wieczorem do sklepu Szlomy Kotka przy Zamkowej wszedł chłopak, około 16 lat, i z niewiadomego powodu dał do Kotka 4 strzały rewolwerowe. Trafiony w piersi, szyję i brzuch Kotek padł na ziemię, a napastnik ratował się ucieczką”. Nocą na ulicy Długiej od ciosu nożem zginął 21-letni robotnik Stanisław Kowalczyk z fabryki Saengera. Niedługo potem dom przy ulicy Bocznej otoczyło wojsko. Powodem był wybuch bomby skonstruowanej przez 14-letniego Józefa Borkowskiego. Bomba miała służyć zamachowcom.

 

Tak zginął Roch Śniady

W lipcową sobotę 1907 roku miastem wstrząsnęła kolejna zbrodnia. Zginął tkacz Roch Śniady, kierownik oddziału tutejszego związku robotniczego „Jedność”. Dziennik „Rozwój” pisał: „Zamordowano człowieka, cieszącego się powszechnym szacunkiem i sympatią w sferach robotniczych oraz wśród mieszkańców Pabianic. Śniady był człowiekiem oczytanym, spokojnym i trzeźwym, osierocił żonę i czworo dzieci”.

Jak potwierdziła carska policja, zabójcą był 27-letni Franciszek Studziński, także tkacz z fabryki Kruschego i Endera, bibliotekarz w zakładowej czytelni, do niedawna także członek związku zawodowego „Jedność”. Ofiara i morderca byli narodowcami, lecz Studzińskiego usunięto z partii „za niemoralne postępowanie, lekkomyślność i czyny niezgodne z etyką”.

W sobotę Studziński zjadł obiad ze Śniadym w piwiarni Muszyńskiego. Rozeszli się spokojnie. Śniady - do biura „Jedności” przy ulicy Długiej, a Studziński do pobliskiej bramy. Gdy Śniady usiadł przy biurku, Studziński wśliznął się do budynku i zastrzelił go. „Kula weszła pod szczęką i utkwiła w wierzchołku czaszki. Śmierć nastąpiła momentalnie” – opisał medyk.

W pogoń za zabójcą ruszyli robotnicy, którzy na wieść o śmierci Śniadego wylegli z fabryk. Biegnący tłum urósł wkrótce do ponad 3.000 osób. Stanęły wszystkie fabryki w mieście. Studziński uciekał, strzelając do tłumu. Udało mu się wedrzeć do domu przy ulicy Warszawskiej 618, gdzie zabarykadował drzwi. Tłum otoczył dom, a oblężony zabójca strzelał do każdego, kto się zbliżył. Kule raniły tkacza Adolfa Haka (zmarł nazajutrz rano), tkacza Józefa Turgera (ciężko ranny) i Stanisława Rodziejskiego. Wieczorem nadciągnęło wojsko i ostrzelało dom salwami. Poraniony Studziński skonał w szpitalu.

Nie był to kres politycznych morderstw nad Dobrzynką. Niedługo potem na ulicy św. Rocha zastrzelono Jana Berlińskiego - handlarza drewnem. Gdy od strony rzeki nadbiegł zaalarmowany wystrzałami wojskowy patrol, żołnierze oddali salwę z karabinów, śmiertelnie raniąc zamachowców: robotnika Wincentego Stachowskiego i nocnego stróża Andrzeja Kaźmierczaka.

Organizacje polityczne w Pabianicach stale się powiększały. Trwała ostra rywalizacja, toczyły się walki. Dopiero z końcem 1907 roku socjaliści i endecy opamiętali się. W ogrodzie u zbiegu ulic Fabrycznej (dziś Waryńskiego) i Zachodniej (dziś Skłodowskiej) lokalni przywódcy partii i związków zawodowych podpisali porozumienie o nieagresji.