Plan manewrów obejmował gaszenia lasu. Żeby zapanować nad żywiołem strażacy musieli przygotować kilka linii gaśniczych i pobierać wodę z pobliskiego zbiornika.
Drugi incydent zaplanowano w okolicach makiety samolotu Łoś w Dłutówku.

Rozbił się tam dromader, który brał udział w pierwszej akcji gaśniczej. Zgodnie ze scenariusze założono, że piloci ewakuowali się na spadochronach i bezpiecznie wylądowali w lesie, ale niestety nie wyszli z tego cało.

Jeden z nich miał połamane nogi, drugi był mocno poparzony na twarzy i dłoniach. Z samolotu wyciekło paliwo lotnicze i niestety wybuchł pożar. Działania straży polegały na udzieleniu pomocy lotnikom i ugaszeniu pożaru. Poszkodowanych przewieziono do ambulansu kładem z przyczepą.