ad

Dwa dni temu na kanale You Tube Kristofa Radke pojawiło się nagranie, w którym bloger przypomina historię kryminalnej sprawy z Pabianic – śmierci 24-letniej Arlety.

Czytaj: Arletę zabił narzeczony?

Sprawa z 2004 roku zainteresowała nie tylko samego blogera, ale i jego fanów. Okazuje się nawet, że również mieszkańcy Pabianic niewiele o tych wydarzeniach wiedzą lub tego nie pamiętają. To niewątpliwie jedna z najciekawszych i tajemniczych historii naszego miasta, zważając na jej okoliczności, jak i na… brak wykrycia sprawców. Choć podejrzanych było dwóch – przyrodni brat oraz/lub przyjaciel młodej kobiety.

- Mam swój typ, który chodzi teraz na wolności (pod warunkiem, że nie odbywa kary z innego powodu) – wspominał dla naTemat.pl w 2013 roku Jan Gołębiewski, policyjny profiler, który pracował przy sprawie. - To była naprawdę nietypowa sprawa, którą pamiętam bardzo dobrze.

Tragedia rozegrała się na parterze kamienicy przy ul. Pięknej 4. Ktoś owinął twarz dziewczyny grubą taśmą klejącą. Chciał ją zabić, bo na głowę nawinął aż 40 zwojów. Co dziwne, innych obrażeń nie było. Ofiara nie mogła oddychać. Według biegłych sądowych, Arleta udusiła się 5 października około godz. 19.00. We krwi miała 2,2 promila alkoholu. W jej organizmie nie stwierdzono śladu narkotyków.

Czytaj:"Mój syn nie zabił!" - broni matka oskarżonego