Ratownicy z OSP Lutomiersk długo zapamiętają ten wyjazd do Babiczek. 17 lutego zostali wezwani tam na ul. Klonową, żeby sprawdzić, czy drzewa, które (rzekomo) przechyliły się po wichurze, zagrażają bezpieczeństwu mieszkańców posesji. Alarm okazał się fałszywy.

Po skontrolowaniu sytuacji druhowie uznali, że drzewa nie nadają się do wycinki. Rosły prosto, a ich korzenie nie były uszkodzone. Powiedzieli właścicielowi posesji, że nie mają nic do roboty na jego podwórku. Nie spodziewali się takiej reakcji mężczyzny.

- W naszą stronę poleciały różne wyzwiska, a jeden z ratowników został kilkukrotnie szarpnięty za kurtkę – relacjonują.

Nie obyło się bez interwencji policji. Funkcjonariusze wysłuchali obu stron i... sprawa rozeszła się po kościach.

Strażacy podkreślają, że podejmują działania tylko w przypadku realnego zagrożenia, a nie hipotetycznego.

- Idąc rozumowaniem właścicieli, którzy twierdzili, że te drzewa stanowią dla nich zagrożenie , bo mogą się przewrócić, to powinniśmy wyciąć wszystkie drzewa w pobliżu budynków lub dróg. Niedorzeczność – twierdzą druhowie z Lutomierska.

Przypominają też, że pielęgnacja drzew rosnących na terenie prywatnym należy do właścicieli, a nie do straży pożarnej.

- Zastanawia nas jeszcze jedna. Te drzewa rosły w pobliżu budynków od kilkudziesięciu lat. Gdzie byli właściciele przez ten czas? - dodają.