Około godz. 13.30 bocian spacerował po trawniku w pobliżu Szkoły Podstawowej nr 3. 

- To było dość dziwne, bo nie było widać, by miał jakiekolwiek oznaki urazów - mówi Waldemar Flajszer, dyrektor SP 3. - Zupełnie nie bał się ludzi. 

Przechodnie, które zauważyli zwierzę, powiadomili Straż Miejską. 

- Jedna z pań, która obserwowała zdarzenie, zobowiązała się, że przewiezie bociana do zakładu weterynaryjnego w Dobroniu - mówi strażnik miejski. - Tamtejszy zakład zajmuje się dzikimi zwierzętami. Lekarze mają się zająć zwierzęciem.

Czy to normalne, że o tej porze bocian jeszcze nie odleciał?

- Nie jest to normalne, ale być może miał wcześniej jakiś uraz i przebywał gdzieś w gospodarstwie - mówi weterynarz z przychodni „Podaj Łapę”. - Jeśli tak się zdarzyło, to mógł być oswojony.

Do piątku bocian zostanie pod opieką lecznicy weterynaryjnej w Dobroniu. Później zostanie przewieziony do ośrodka rehabilitacyjnego w Zgierzu. 

Według relacji pracowników Urzędu Miejskiego, o godz. 15.00 jedna z pań podeszła do bociana i go zabrała. Zadzwoniła do Straży Miejskiej z informacją, że skoro tak długo trwa interwencja służb miejskich, sama dowiezie bociana do ośrodka dla zwierząt.

- Na ogląd bocian był w dobrej kondycji, dlatego nie wolno go było odłowić, bo silny stres mógłby go zabić. Ponadto na schwytanie ptaka będącego pod ochroną gatunkową, który nie jest słaby ani chory, potrzebne jest pozwolenie. Dlatego wiedząc o ptaku, po godz. 13.00 powiadomiliśmy Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Łodzi - mówi Agnieszka Pietrowska, naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska UM. - Gdyby bocian osłabł, spróbowalibyśmy go złapać i przewieźć do ośrodka rehabilitacji zwierząt. Umówiona była ekipa, z którą miasto ma podpisaną umowę na odłów.

Kobieta zawiozła bociana do lecznicy w Dobroniu. W przypadku zwierząt znajdujących się pod ochroną za samowolną interwencję może grozić grzywna za złamanie przepisów o ochronie gatunkowej zwierząt.