Było ciemno i zimno, gdy mieszkańcy bloku przy ul. Kochanowskiego 13/19 w pośpiechu opuszczali mieszkania. Musieli uciekać, bo niebezpieczny piroman podpalił komórki w piwnicy ich bloku.
 
Strażacy dostali wezwanie do sześcioklatkowego bloku Pabianickiej Spółdzielni Mieszkaniowej przy Kochanowskiego. Tutaj w 75 mieszkaniach mieszka w sumie ponad 150 osób.
 
- Od razu zrozumieliśmy, że się pali nasz blok – mówi pani Barbara. - Akurat oglądałam Ekspres Reporterów i zgasł mi telewizor. Za oknem zobaczyłam, że jedzie straż pożarna. Zaniepokoiłam się dopiero wtedy, gdy podjechał drugi wóz straży. Na schodach minęłam sąsiada z parteru. Biegł do góry i otwierał wszystkie okna na klatce. Na trzecim piętrze już nie mógł oddychać i dusił się. W otwartym oknie próbował łapać powietrze.  Na dworze byli już wszyscy sąsiedzi.
 
- Dziś już wiemy, że w piwnicy ogień został podłożony w trzech miejscach. Tylko w jednym udało mu się tak mocno rozpalić – mówi Sławomir Urbańczyk z PSM. - To ewidentny podpalacz, bo poprzecinane kłódki znaleźliśmy na ziemi.  
 
Ogień wydobywający się z komórki w czwartej klatce był tak silny, że spaleniu uległy nawet kable doprowadzające prąd, przewody telewizji kablowej i azartu. Równolegle z nimi biegną rury doprowadzające ciepło, rury z wodą i gazem.
 
- To cud, że rury w piwnicy nie uległy uszkodzeniu - mówi dozorca.
 
Więcej o podapalaczu, który grasuje w mieście, przeczytasz w papierowym wydaniu Życia Pabianic