We wtorek o godzinie 12.20 strażacy odebrali telefon od mieszkańca ulicy Narutowicza. Starszy pan alarmował o gazie wydobywającym się z opuszczonej fabryki przy ul. Narutowicza 3.

– Najpierw słyszałem stukanie za ścianą, a potem poczułem zapach gazu w swoim mieszkaniu – opowiada lokator kamieniczki sąsiadującej z fabryką.– Zaalarmowałem, kogo się dało: policję, straż pożarną, strażników miejskich.

Jak mówi mężczyzna, gaz ulatniał się przez prawie pół godziny, zanim pojawili się strażacy.

– Było niebezpiecznie – potwierdza Szymon Giza ze straży pożarnej. – Stężenie propan butanu było tak duże, że był wyczuwalny na ulicy. Wystarczyło, żeby ktoś rzucił niedopałek papierosa lub płonącą zapałkę, a doszłoby do nieszczęścia. Szczęście, że budynek jest niezamieszkały.

Na miejscu pojawiły się dwie ekipy gazowników. Policjanci zatarasowali wjazd w ul. Narutowicza. Z ratusza przyszli wiceprezydent Grzegorz Mackiewicz i inżynier miasta Andrzej Różański. Wiceprezydent zastanawiał się nad ewakuacją mieszkańców sąsiednich domów. Okazała się niepotrzebna.

– Ktoś skradł licznik gazowy i zostawił otwarte rury – wyjaśnia wiceprezydent Mackiewicz. – Pracownicy gazowni zaczopowali je i zaplombowali.

Co dalej z opuszczoną fabryką?

– Sprawę zgłosimy do nadzoru budowlanego – mówi Mackiewicz. – Poszukamy właściciela i zobowiążemy do zabezpieczenia budynku.

Mieszkańcy ulicy Narutowicza obawiają się, co jeszcze złego może się im przytrafić. W budynku jest stacja trafo.

– Złomiarze chodzą po budynku, jak chcą i kiedy chcą. Wybili szyby, wykręcili klamki w oknach. Wyciągnęli wszystkie metalowe części – opowiadają mieszkańcy. – Wiele razy zgłaszaliśmy do straży i policji, że nocą ktoś tu buszuje, ale nikt się tym nie przejmuje.