- Świadkowie mówili, że wpłynął kajakiem na tamę i spadł z niej - mówił strażak w sobotę wieczorem. - Tam jest głęboko. Około pięciu metrów.

Do wypadku doszło w sobotę przed godziną 18.00. Według świadków, kajakarz wpłynął na tamę na Grabi w Baryczy. Wypadł z kajaka i wpadł do głębokiej wody. Wezwani na pomoc strażacy sprowadzili płetwonurków i sami zaczęli przeszukiwać rzekę.

- Ktoś inny twierdził, że ten człowiek skakał "na główkę" z tamy - mówi strażak z Dobronia. - Nie wiemy, która wersja jest prawdziwa. Możemy jedynie potwierdzić, że w ciągu godziny woda zniosła go 800 metrów w stronę Łasku.

Strażacy zobaczyli ciało płynące środkiem rzeki, ale nie mogli wejść do wody. W tym miejscu jest głęboka na prawie 3 metry. Na dnie są konary drzew. Nie mieli kombinezonów, a płetwonurków jeszcze nie było. Musieli poczekać, aż ciało będzie w płytszym miejscu.

O godz. 20.20 strażacy wyciągnęli z wody 49-letniego mężczyznę. Reanimowali go przez ponad 40 minut, zanim przyjechało pogotowie. Karetka z Łasku jechała aż 50 minut. Niestety, lekarz stwierdził zgon mężczyzny.

Policja ustaliła, że był to mieszkaniec Pabianic.
Wstępne ustalenia wskazują, że pabianiczanin kąpał się w pobliżu tamy. Porwał go wir i uniósł na głęboką wodę - za otwartą zaporę tamy.