W piątek (18 czerwca) przed południem pabianiczanka idąca ul. Tkacką zobaczyła pijanego dziadka z 5-letnim chłopcem na rękach. Powiadomiła o tym policję.
64-latek szedł całą szerokością chodnika, zataczał się i przewracał. Gdy kobieta zwróciła mu uwagę, ten obrzucił ją wyzwiskami.
Kiedy na miejsce przyjechali policjanci, dziadek wraz z wnukiem ukrył się w krzakach. Gdy do niego podeszli, zaczął uciekać ciągnąc za sobą zapłakanego chłopca.
Policjanci zatrzymali 64-latka. Wezwali do niego pogotowie, bo dziadek źle się poczuł. Karetka odwiozła go do szpitala. 5-latkiem zajęli się funkcjonariusze.
Udali się do pracy matki chłopca. Pod wskazanym przez 64-latka adresem nie było jednak żadnego zakładu. Mundurowi ustalili więc dokładny adres zamieszkania malca i pojechali z nim do domu. Drzwi mieszkania otworzył im jednak dziadek chłopca, który kilkanaście minut wcześniej uciekł ze szpitala. Matki dziecka nadal nie było w domu. Dopiero po kolejnej wizycie policjanci zastali ją w mieszkaniu. Ta nie kryła zaskoczenia z całej sytuacji. Zostawiając syna w godzinach rannych pod opieką trzeźwego dziadka, była przekonana, że malec będzie w dobrych rekach, i że żadna krzywda mu się nie stanie.
Nieodpowiedzialny opiekun zostanie niebawem przesłuchany i odpowie za sprawowanie niewłaściwej opieki nad wnukiem. Grozi mu kara grzywny bądź nagany.