We wtorek przed godziną 19.00 do szpitala pognały straż pożarna i policja. Co się stało? Do szpitala przyszedł młody mężczyzna z zamiarem odebrania sobie życia. Udał się na najwyższe piętro budynku, gdzie jest oddział urologiczny. Wszedł do świetlicy, wyrwał klamkę, otworzył okno i usiadł na parapecie. Desperata zobaczyły pielęgniarki, które szybko wezwały kierownika oddziału.
Doktor Grzegorz Krzyżanowski zaczął rozmawiać z chłopakiem.
- Były to ogromne emocje, nie pamiętam już nawet, co mu dokładnie mówiłem - mówi ordynator.
Doktorowi udało się namówić chłopaka, by zszedł z parapetu. Kiedy w szpitalu pojawili się policjanci z negocjatorem, desperat siedział już na krześle.
Po rozmowie z psychiatrą chłopak został odwieziony do domu matki. Jak się dowiedzieliśmy, jest uzależniony od dopalaczy. Był na leczeniu odwykowym w ośrodku na północy Polski.
Po miesiącu zrezygnował. Wypisał się na własne żądanie. Wrócił do Pabianic. Po rozmowie z szefem Pabianickiego Centrum Psychiatrycznego, Jackiem Koprowiczem został skierowany na leczenie odwykowe do szpitala przy ul. Aleksandrowskiej w Łodzi.